2017-03-12 14:25 Dombie (1928) - Znaleziona
Dziś wreszcie, po wielu tygodniach przerwy, pierwsza wspólna wyprawa skarbowo-krajoznawcza z moimi kochanymi Hobbitami. Wyprawa miała się odbyć wczoraj i zaplanowana była na większy skład osobowy. Niestety, z różnych powodów nie doszła ona do skutku, za co po raz kolejny chcę przeprosić współwyprawowiczów. Dzisiejsza trasa odbyła się właściwie dokładnie według tego, co planowałem na wczoraj. W większości składa się z dawno już przez nas napoczętej ścieżki Kerama poświęconej kampinoskim partyzantom z czasów II wojny.
Zaczynamy od punktu położonego najdalej od domu (przynajmniej jeśli chodzi o te, które planujemy odwiedzić dzisiaj). Dojeżdżamy keszowozem do miejscówki parkingowej, skąd czeka nas krótki spacer mocno udeptaną i dość intensywnie dziś uczęszczaną ścieżką. Po kilkunastu krokach Mi-Mi zupełnie nieoczekiwanie wyrąbuje się (to jego własne określenie) na środku ścieżki. Długą oglądam to miejsce zastanawiając się, co spowodowało jego upadek, ale nie dostrzegam niczego podejrzanego. "No zdarza się" myślę sobie, a że Mi-Mi znosi dość karkołomny upadek bardzo dzielnie. Ruszamy dalej. Po kolejnych dziesięciu krokach Mi-Mi znowu wylatuje w powietrze, choć tym razem jakoś udaje mu się upaść na dwie kończyny (te dolne zresztą). Kubash zauważa, że to dlatego, że Mi-Mi przydepnął sobie jednego buta drugim butem stawiając stopą za bardzo do środka. Dziwi mnie to trochę, bo do tej pory chłopak jakoś nie wykazywał tego typu zachowań, ale kiedyś musi być pierwszy raz... Dlatego zalecam mu ostrożność w stawianiu kroków i ruszamy dalej. Kolejnych dziesięć kroków i Mi-Mi po raz trzeci wykazuje skłonności ekwilibrystyczne. Tym razem znowu wyrąbując się na środku całkowicie równej ścieżynki. Zdarzenie jest na tyle efektowne, że ludzie, którzy są jakieś 50-70 metrów przed nami oglądają się za siebie i przyglądają nam z zaciekawieniem. Tym razem udaje mi się wreszcie wykryć przyczynę. Okazuje się, że mój Hobbit zahaczał kokardką od zawiązanej sznurówki o zaczep na sznurówkę drugiego buta i właśnie to powodowało zarówno przydeptywanie własnych stóp, jak i kaskaderskie wyczyny. Szybko korekta sznurowadeł i do końca dnia był już spokój .
Dzięki wprowadzonej korekcie wiązań do kesza docieramy już bez przygód. Musimy jeszcze tylko chwilę zaczekać, bo mugoli tu dziś co nie miara. Wykorzystujemy ten czas na poczytanie historii, którą upamiętnia sam kesz. W końcu podjęcie i ruszamy dalej.
Dzięki za historię i za kesza!