Wejście na teren było otwarte, choć w okolicy nie było żywej duszy. Zanim keszynkę podjęliśmy udało nam się obejść chaty z każdej strony i pooglądać. Sam keszyk był na wierzchu i aż dziw że nie zginął. W miarę możliwości przysypaliśmy go różnymi takimi co się po ziemi walały jednak prosimy założyciela o kontrolę kesza.