Tu się zakręciliśmy strasznie. Znając j przebiegłość założyciela, uparliśmy się by rozwinąć nieco tężyznę fizyczną i poczęliśmy szukać kesza, w miejscu gdzie dziada nie było (nogi myląc z koroną). Wreszcie obraliśmy odpowiednie azymut i keszynka wpadła nam w rączki. Dziękujemy serdecznie za cwanego kesza.