Dzięki za kesza.

Super multak. Nie wiem dlaczego, ale doskonale wiedziałem, co będzie tym "czymś" na finale ;)

Pojemnik zdobyty dzięki lekturze ostatniego logu - niby tam szukałem, ale niezbyt głęboko. Dorzuciliśmy fantów. Dzięki.

Lubimy multi-skrzynki. Po prostu dają szansę na wkręcenie się w klimat skrzynki, zadania czy szukanie współrzędnych jest ciekawe. A nie tak od razu wszystko wyłożone na tacy. Tutaj nam się zeszło dłuższą chwilę, szczególnie na końcuDzięki Meteor za wpis. Gdyby nie on, odpuścilibyśmy szukanie po 10 minutach. Niesamowite, że przez 5 miesięcy tyle ziemi potrafi się napakować. Skrzynka wyglądała i była tak zasypana, jakby jej nikt nie wyciągał przez 10 latTym bardziej radość i satysfakcja ze znalezienia. Dzisiaj dało radę po suchości.

Ps. Element maskujący powinien jeszcze wytrzymać, ale wprowadziły się do niego owady :-)

Wizyta serwisowa - cyferki na etapach są, tak samo skrzynka finałowa. Można śmiało szukać.

Dodam tylko, że gdybym nie wiedział gdzie jest skrzynka, to mógłbym mieć problem z jej znalezieniem... niby jej lokalizację wskazuje naturalny element maskujący (choć może dla tych okoliczności niezbyt naturalny), ale tam się chyba trochę obsuwa i nawaliło na skrzynkę sporo ziemi. Tak więc jakby co - śmiało kopać w podejrzanej miejscówce.

Razem z MiszkaWu, Psikiszkiem i wzorowym.

Jak oni rozkminiają te zagadki, questy, zadania. Osobiście nasycam swoje ego krajobrazami, duszę wypełniam klimatem i uwieczniam atmosferę odwiedzonych miejsc.

Grudniowa eskapada na S-Ł z MiszkąWu, Psikiszkiem i mimim.

Bardzo fajnie zdobywało mi się kolejne dane do mulciaka.Poszło szybko i sprawnie.W tym czymś trochę grząsko.Dzięki

Znaleziono podczas letniej psio-wędrówki. Błotniście na końcu.

Jak popatrzyłem na posterunek odgałęźny obity blachą to jeszcze cieplej mi się zrobiło. Doskonale zaprojektowany piekarnik, mam nadzieję, że w środku pracownik ma klimatyzację. Ze zbieraniem cyferek nie było problemu, obliczenia też łatwe, więc jak na multaka poszło nadspodziewanie szybko.

Zebranie cyferek do wyliczenia kordów poszło nawet o dziwo sprawnie.

Na miejscu mały zonk bo wody co niemiara. 

Dobrze, że wożę zawsze kalosze w aucie więc szybka wymiana chodaków i nura w otchłań.

Brakowało 3 cm żeby woda wlała się do kaloszy

Niedzielne, świąteczne keszowanie wraz z Serengeti, dziękuję.

Kalosze Bamby ledwo dały radę, niewiele brakowało do zamoczenia nóg,niedzielne keszowanko z Bambą, dzięki :)

 

Znak i cyferka z etapu pierwszego są na miejscuA tych okolicznościach chyba lepiej szukać za dnia.

Pierwsze podejście do skrzynki zakończyło się niemiło. Podjeżdżamy samochodem odpalamy tel i siedzimy nagle mija nas samochód no i myślimy ktoś się zgubi będzie o drogę pytał uchylam szybę a tu gość wyskakuje pokazuje odznakę i każe wysiadać no ok. Pytanie pierwsze od tego policjanta czy nie było lepszej miejscówki hmmm odpowiadamy że niby na co a on no ja nie wiem co tu robicie. To zaczyna się tłumaczenie że jesteśmy harcerzami i jest taka gra w poszukiwania skrytek itd i on no to otwieraj bagażnik hmmm otwieram a tam karimata jakieś drewno siekiera nóż i sznurek i saperka. Oj dziwnie się na mnie patrzyli ale na harcerza puścili. No to zaczynamy poszukiwania słupa a tu nie ma za ciemno, nagle babka wychyla się przez okno i drze się że nie można tu chodzić i już powiadomiła policje i podała numery. Hahaha dwa razy policja chyba ta skrzynka nie jest mi pisana :)

Jejku, ile razy się po tego kesza wybierałem... albo nie miałem ze sobą GiePSa, albo zaplanowałem na końcówkę dnia w drodze powrotnej i czasu nie starczyło, albo coś po prostu po drodze wypadło i plany się zmieniły. Ale w końcu dziś się udało w piękny jesienny dzień. Krzaki tak podrosły, że też chwilę szukałem obiektu finałowego (bo faktycznie kordy chyba ciągną ciut za daleko... nie wiem czy 20m, ale z 10m chyba tak).

Po podliczeniu koordów z finałem poszło błyskawicznie.

Dzięki.

Ależ mi zeszło przy tym keszu. Nadspodziewanie długo. Najwięcej problemów było na finale bo obiektu nie mogłem namierzyć. Czy to kordy źle policzyłem? Domyślałem się po wpisach co to za obiekt ale jak nie było - tak nie ma. Dopiero bo długim szukaniu okazało się że obiekt jest... 20 metrów dalej. Nie wiem czy rzeczywiście błąd w obliczeniu czy też gieps szalał. Powiecie 20 metrów i nie widziałeś?
Nie ponieważ wejście tak było zarośnięte że dopiero z 3 metrów dostrzegłemPotem to już była formalność. Dzięki za kesza.

Pozdrawiam
Art_noise

Były tu gruszki i jeżyny i trzeba było pozbierać wszystkie numerki. A potem już poszliśmy do skarbu, tylko trochę inną drogą .

Dziękuję za ten skarb!

Bardzo fajne miejsce i dużo było owoców do jedzenia. No i pociągi i na końcu tunelik, ale na szczęście poszliśmy trochę inną drogą .

Dziękuję za ten skarb!

Po niezbyt udanym podejściu do łącznika, który tutaj ma jeden ze swoich końców przystąpiliśmy do akcji Marków. Troszkę się obawiałem, czy kilkuetapowy multak jest dobrym antidotum na kiepskie humory (szczególnie naszego mugolskiego towarzysza), ale okazało się, że miejsce i kesz oferują tyle atrakcji, że naprawdę poprawiły nam się humory. Po pierwsze, dlatego, że była fajna zabawa w zbieranie danych ze szczególnym uwzględnieniem numerków. Po drugie, w czasie, kiedy zbieraliśmy dane minęły nas chyba ze cztery pociągi i to same długie i fajne - każdy wiózł co innego i każdy miał inną lokomotywę. Cudeńko! Po trzecie, dlatego, że wszędzie wokół rosną i właśnie owocują rozmaite różności. Jak sobie pomyślę co myśmy tam dziś jedli to właściwie u wszystkich powinno się to skończyć wewnętrzną rewolucją, ale - o dziwo - nic takiego nie nastąpiło. A mugolski dzieciak ewidentnie lubił zjadać niemal wszystko, co do jedzenia się nadaje, bo nawet wrócił mu na twarz uśmiech. Było to dla mnie o tyle ważne, że jego humor dość mocno udzielał się moim Hobbitom. Kiedy dotarliśmy do finału pomyślałem sobie: "Hehehe... Naiwniak...". Ale zaraz potem przyszło mi do głowy, żeby poradzić sobie z tym po swojemu. Siatkarze powiedzieliby, że załatwiłem drania "sposobem górnym, okrężnym" . I choć trwało to ciut dłużej, bo zapewniam, że na każdym kroku dbałem o pełną ochronę przeciwpociągową moich podopiecznych, to droga do celu była bardzo milutka (do tego rośnie tam mnóstwo właśnie dojrzewających jeżyn, więc chłopaki mieli kolejną ucztę). Potem tylko zeszliśmy do piekieł i... tu się pojawiły drobne kłopociki. Stałem jak... ciężko mi znaleźć odpowiednie określenie... Rozglądałem się, zaglądałem, nawet wlazłem tam trochę! I nic. I wtedy - trochę już załamany - postanowiłem wykonać drugi telefon do Matki Założycielki. I kiedy czekałem na połączenie zauważyłem coś, co mi tu nie pasowało, a co leżało sobie na dnie. No i kiedy już za chwilę rozmawiałem i podzieliłem się z nią efektami działania mojego sokolego wzroku wyczułem, że to może być jakiś trop... Rozmawiając jeszcze zacząłem się uważniej wpatrywać w jedyne sensowne miejsce, które pozostało na liście podejrzanych... Zacząłem grzebać tam patykiem (na szczęście jak przyjeżdżamy na miejsce to Kubash zawsze od razu znajduje sobie jakiś patyk - takie ma hobby moje dziecko i to się okazuje równie przydatne jak irytujące ). Patykiem dlatego, że uważnie czytam logi i już w każdej takiej dziurze wyobrażam sobie czające się żmije, osy i inne takie bydlątka. I kiedy tak sobie tam grzebałem to się okazało, że to, co jeszcze przed chwilą sprawiało wrażenie litego betonu, nie jest tak całkiem lite... Okazuje się, że wystarczy niecały rok niepodejmowania, by nastąpiło tak skuteczne maskowanie naturalne, że potrzebny jest patyczek, żeby ujawnić sekret...

A tak poza tym to kesz ma się doskonale! Jest suchy i świeży i w ogóle znakomity .

Dzięki za to miejsce i za gruszkowo-śliwkowo-jabłkowo-jeżynową wyżerkę .

Znaleziona na szlaku keszowo-rowerowym z Azymut. Tak, po wcześniejszym, z dnia dzisiejszego, multaku, żaden etap już nigdy nie będzie zbyt daleko !No i mina pani z posterunku przy torach, co na chwilkę sobie wyszła i nas zobaczyła - bezcenna ! Będziemy tędy wracać ? - Będziemy !TFTC. :)

Rowerowo razem z Brym. Po dzisiejszym wcześniejszym multaku "Kombinat Nowa Huta", coś się w naszym życiu zmieniło i żaden multak już nam nie straszny.Dlatego też, ten multaczek poszedł na deser jako ostatni na dzisiejszej "S-Ł-kowej" trasie.Dziękuję za kesz.

Polecam dostać się w ciekawe miejsce na około bo mokroKolejowe klimaty - oczywiście znakomita!

Podjęta z buget-lodz i Kao podczas zdobywania SŁ'ki. Az dziwne że na tym projekcie mulicache da się zrobić samochodem Całkiem fajny, mi się podbało. Szybki wpis i dalej w drogę, tyle keszy przed nami...

Fajnie pomyślane, podobało mi sięSkrzynkę wygrzebał Budget i w takich oto pięknych okolicznościach pożegnaliśmy się z eSeŁką. 

Projekt S-Ł zdobywany z Kao i Skyqenem. Ostatnia na dziś - robiona dosłownie z auta, a to na S-Łce rzadkość - finał szybko znaleziony suchą stopą - dzięki.

30st ciepła, a mi się zachciało S-Ł na rowerze robić. 75 km przejechane, 13 skrzynek projektu zdobytych. Na nogach rany cięte, kłute, szarpane - krótkie spodenki to nie był najlepszy pomysł ;).

Zacząłem od tego mulciaka, ale mi strasznie opornie szło, a to drogę pomyliłem, a to zapomniałem "F" spisać. Na szczęście walka zakończona sukcesem.

 

Obliczenia nie trwały długo, podjechaliśmy na wyliczone współrzędne i skrzynka się znalazła, dzięki.

Obliczenia szybko zrealizowane, a skrzyneczka szybko się odnalazła :)

Dzięki :)

Przyjemny prosty multaczek. Dziękujemy

Równo miesiąc po Werronie i mu ruszyliśmy w teren po tą skrzyneczkę.
Zdobywanie punktów pośrednich poszło łatwo, z finałem raczej też.
Fajny spacerek w ten mglisty dzień! TFTC

krótki keszowy wypad z Wallsonem, dzięki!

Werrono, ja Cię zabiję normalnie!Chyba dodam jednak boldem na czerwono opis, co by pod żadnym pozorem nie włazić na tory...

Kesz był ukoronowaniem dzisiejszego długiego, porannego (niektórzy powiedzieliby, że nocnego ) rowerowania.
Nie wiem dlaczego "mój"  niebieski pociag dziś tędy nie jechał? Może byłam później? Kulturalnie by było zatem, gdyby poczekał
Ponieważ na S-Ł -ce z reguły spodziewasz się długich i hałaśliwych składów towarowych (słyszalnych z naprawdę dużych odległości) to nie wyczuwając głośnego "łupania" w tory stałam sobie na 1 punkcie pomiarowym ( tym z dwoma) rozkosznie, na środku torowiska. W ten sposób dałam samotnej lokomotywie szanse za zrobienie ze mnie naleśnika. Na szczęście w ostatniej chwili motorniczy zmienił zdanie (po co rozjeżdżać takie chude kości - to trochę jak przejechać padalca - pożytku nie będzie żadnego)  i głośno zakomunikował swoje przybycie.
Finał - w zasadzie gdybym dziś podjechała z drugiej strony to pewnie spróbowałabym "na Wallsona". Ale i tak sobie troszkę poszukałam...ach ten zapach "kolejowy"...
Dzięki za udany poranek!

no różnica tak, że w weekend moge pojeżdzić do 10-11, a w dzień roboczy muszę być o 9 w pracy, więc trzeba wstać po ciemaku 

Nie wyśpisz się jadąc na ZZZ, czy na S-Ł... co za różnica? ;-)

znów się nie wyśpię.....