Wpisy do logu S-Ł: Post. odg. Marków 30x 0x 7x 2x Galeria
2015-08-19 14:30 Dombie (1928) - Znaleziona
Po niezbyt udanym podejściu do łącznika, który tutaj ma jeden ze swoich końców przystąpiliśmy do akcji Marków. Troszkę się obawiałem, czy kilkuetapowy multak jest dobrym antidotum na kiepskie humory (szczególnie naszego mugolskiego towarzysza), ale okazało się, że miejsce i kesz oferują tyle atrakcji, że naprawdę poprawiły nam się humory. Po pierwsze, dlatego, że była fajna zabawa w zbieranie danych ze szczególnym uwzględnieniem numerków. Po drugie, w czasie, kiedy zbieraliśmy dane minęły nas chyba ze cztery pociągi i to same długie i fajne - każdy wiózł co innego i każdy miał inną lokomotywę. Cudeńko! Po trzecie, dlatego, że wszędzie wokół rosną i właśnie owocują rozmaite różności. Jak sobie pomyślę co myśmy tam dziś jedli to właściwie u wszystkich powinno się to skończyć wewnętrzną rewolucją, ale - o dziwo - nic takiego nie nastąpiło. A mugolski dzieciak ewidentnie lubił zjadać niemal wszystko, co do jedzenia się nadaje, bo nawet wrócił mu na twarz uśmiech. Było to dla mnie o tyle ważne, że jego humor dość mocno udzielał się moim Hobbitom. Kiedy dotarliśmy do finału pomyślałem sobie: "Hehehe... Naiwniak...". Ale zaraz potem przyszło mi do głowy, żeby poradzić sobie z tym po swojemu. Siatkarze powiedzieliby, że załatwiłem drania "sposobem górnym, okrężnym" . I choć trwało to ciut dłużej, bo zapewniam, że na każdym kroku dbałem o pełną ochronę przeciwpociągową moich podopiecznych, to droga do celu była bardzo milutka (do tego rośnie tam mnóstwo właśnie dojrzewających jeżyn, więc chłopaki mieli kolejną ucztę). Potem tylko zeszliśmy do piekieł i... tu się pojawiły drobne kłopociki. Stałem jak... ciężko mi znaleźć odpowiednie określenie... Rozglądałem się, zaglądałem, nawet wlazłem tam trochę! I nic. I wtedy - trochę już załamany - postanowiłem wykonać drugi telefon do Matki Założycielki. I kiedy czekałem na połączenie zauważyłem coś, co mi tu nie pasowało, a co leżało sobie na dnie. No i kiedy już za chwilę rozmawiałem i podzieliłem się z nią efektami działania mojego sokolego wzroku wyczułem, że to może być jakiś trop... Rozmawiając jeszcze zacząłem się uważniej wpatrywać w jedyne sensowne miejsce, które pozostało na liście podejrzanych... Zacząłem grzebać tam patykiem (na szczęście jak przyjeżdżamy na miejsce to Kubash zawsze od razu znajduje sobie jakiś patyk - takie ma hobby moje dziecko i to się okazuje równie przydatne jak irytujące ). Patykiem dlatego, że uważnie czytam logi i już w każdej takiej dziurze wyobrażam sobie czające się żmije, osy i inne takie bydlątka. I kiedy tak sobie tam grzebałem to się okazało, że to, co jeszcze przed chwilą sprawiało wrażenie litego betonu, nie jest tak całkiem lite... Okazuje się, że wystarczy niecały rok niepodejmowania, by nastąpiło tak skuteczne maskowanie naturalne, że potrzebny jest patyczek, żeby ujawnić sekret...
A tak poza tym to kesz ma się doskonale! Jest suchy i świeży i w ogóle znakomity .
Dzięki za to miejsce i za gruszkowo-śliwkowo-jabłkowo-jeżynową wyżerkę .