Mieszkańcy Starej Huty mogliby się obruszyć na nazwanie tego miejsca zadupiem... niesłusznie, bo nie użyliśmy tego słowa w znaczeniu pejoratywnym, wręcz przeciwnie, bowiem bardzo lubimy zadupia! (edit: przejazd był tak zadupiasty, że niestety został zlikwidowany, teraz to wspomnienie po przejeździe).
Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować fragment artykułu o eSeŁce ze Świata Kolei:
Trudno pisząc o linii S-Ł nie wspomnieć o jej swoistym klimacie. Przez kolejarzy jest nieco ironicznie nazywana "Falklandami", bądź bardziej swojsko: "za stodołami". Wynika to z prowincjonalnego klimatu, który zawsze tu panował. Nie łagodziły go duży ruch towarowy i bliskość Warszawy. Linia przecina słabo zaludnione tereny. Kolejarze dopasowywali się do sennej atmosfery Esełki. Drużyny pociągowe chętnie czekały chwilę na spóźnialskich podróżnych. Częstym widokiem na Esełce byli pasażerowie z rowerami. Pociągi nie jeździły szybko, a chętnych do przejazdu nigdy nie było dużo.
Warto się też przygotować psychicznie na skrzynkę i dostosować do klimatu eSeŁki, a w miejsce wskazane przez współrzędne najlepiej podjechać rowerem lub przyjść pieszo od najbliższej krzyżówki, konteplując krajobraz mazowiecki. Pamiętaj - nigdzie ci się nie spieszy i na spokojnie możesz szukać skrzynki :-)