Tu kiedyś bijące serce odmierzało czas. Czas, który dla jednych był dniem ostatnim, dla innych nadzieją ... słyszę - więc żyję. Bicie odmierzało pory dnia, wyznaczało posiłki, wzywało na mszę, ogłaszało ważne wydarzenia, towarzyszyło umarłym w ostatniej drodze. Było znakiem. Świt i zmierzch, narodziny i śmierć ... Dla jednych było pocieszeniem, dla innych upiornym znakiem przemijania. Zasypiający w narkozie wyczekiwali jego bicia po przebudzeniu. Dla grzeszników było głosem sumienia, melancholicy wraz z jego rytmem oddawali się rozmyślaniom nad ludzką naturą, cholerycy najchętniej by ucięli sznur od dzwonu. Jednak wszyscy poddawali się mu bezwolnie, jak własnemu sercu, żaden z pacjentów nie chciał usłyszeć ciszy ... Dzisiaj usłyszycie jedynie bicie własnego serca, zwłaszcza gdy się okaże, że ktoś właśnie chce Wam pogonić kotaProfilaktycznie wsłuchujcie się w trzewia szpitala!
O skrzynce: wisi w pomieszczeniu obok.