zrozumieć lukuja duo
Ledwie rażony przeze mnie prądem Słaby doszedł do równowagi fizycznej, poczęły się w nim objawiać różnorakie talenty. Tak właściwie to „talenty” słuszniej byłoby zamienić na „ciągoty i skłonności”.
Zaczęło się od pogwizdywania pod nosem i pomrukiwania w łazience. Potem doszło jeszcze nucenie podczas joggingu, co rusz przechodzącego w stepowanie - szczególnie w deszczowe dni, do melodyki wiadomego szlagieru. Zwróciłem mu delikatnie uwagę „że przesadza z umuzykalnieniem”, gdy na basenie paradował w kąpielówkach w klucze wiolinowe i pięciolinie (ze znacznikiem forte w wiadomej części zadu).
Słaby uśmiechał się szelmowsko pod nosem i pozostawiał moje uwagi właściwie bez komentarza. Może się przesłyszałem, ale pewnego razu jakby mruknął po nosem:
- Jeszcze razem zagramy…
Podświadomie czułem, że coś knuje.
- Wpadniesz na kawę? – Zadzwonił podejrzanie wcześnie w niedzielę o 9:00 rano.
- Na kawę? To może jeszcze czekoladki?! - Wplotłem w zdanie wyraźną nutę niedowierzania.
- No dobra, jesteś mi potrzebny. Mam plan. - Przyznał.
- Byle niegroźny hehe, już jadę. – Odrzekłem. Moja natura cholernie lubi niespodzianki. Nie dopytywałem więc o co chodzi.
… a trzeba było wymówić się brakiem czasu.
Słaby uchylił drzwi i przecudownie zapachniało kawą. Skurczybyk wiedział jaki jest mój ulubiony gatunek.
Upiłem małego łyczka. Kawa była po prostu wyśmienita. I mocna, naprawdę mocna, czemu taka mocna? I co to za obcy posmak na końcu języka?
Twarz Słabego zbliżyła się do mnie jakby w zwolnionym tempie, wykrzywiona grymasem uśmiechu.
- A nie mówiłem, że jeszcze razem zagramy? Wyszeptał Słaby.
Poczułem zapach portera zmieszanego z wódką i zrozumiałem, że wszystko się może zdarzyć.
Słaby wtaszczył moje sparaliżowane ciało do wanny i pasami unieruchomił mój korpus do kranu.
Podobnie usztywnił mi kolana tak, że ruchomy pozostał tylko staw skokowy. Wyciągnął z kieszeni zwitek kabelków zakończonych igłami do akupunktury. Jakby zawahał się, ale w końcu zdecydowanym ruchem wbił kilka igieł w sploty nerwowe na stopach.
Ponieważ mogłem poruszać jedynie gałkami ocznymi, uparcie szukałem jego wzroku tak, jakbym chciał desperacko prosić o litość!
- Się pacjent nie boi… Się pacjent nie boi… Się pacjent nie boi… Się pacjent nie boi… Się pacjent nie boi… Się pacjent nie boi… Się pacjent nie boi… Się pacjent nie boi… Się pacjent nie boi… Się pacjent nie boi… Się pacjent nie boi… Się pacjent nie boi… Się pacjent nie boi… Mruczał melodyjnie w tonacji C dur.
Ruchy Słabego stały się nadnaturalnie metodyczne. W ciągu kilkunastu minut obwiązał mi palce u stóp strunami od fortepianu, których drugie końce naprężył na metalowym uchwycie prysznica. Teraz puzzle ułożyły się w jasną układankę. Wanna to pudło rezonansowe, struny do wydawania dźwięku rzecz jasna, moje ciało ma napędzać ten bio-instrument. Gdy Słaby podłączył biegnące z moich stóp kabelki do czarnego pudełeczka, wyjaśniła się także kwestia sterowania.
Poczułem wewnętrzne mrowienie i stopy posłusznie wychyliły się, naprężając struny.
Nie czułem bólu nawet wtedy, gdy z kamertonem w dłoni „przyjaciel” dokonywał finalnego zestrojenia. Słaby rytmicznie począł uderzać w struny i nacisnął czerwony guziczek. Teraz moje stopy prostowały się i zginały a z wanny dobiegały nieskazitelnie czyste dźwięki.
Rozwiązując zagadkę uzyskasz pewną wartość.
Możesz pracować na tym lub na tym pliku.
Teraz podziel 29,604055 przez tę wartość i z wyniku weź do współrzędnych pierwsze 6 cyfr po przecinku.
...xxx,aaabbbxxx...
Finał: N 52° 11.aaa' E 020° 57.bbb'
WP nummer | Symbool | Soort | Coördinaten | Beschrijving |
---|---|---|---|---|
1 | Eindlocatie | --- | Finał |