Na miejscu znajdują się ruiny opuszczonego budynku, który być może był jakąś miejscówką dróżnika, albo straży ochrony kolei. A może kiedyś stał tutaj zamek? No dobra, trochę się zapędziłem...
Sądząc po śladach jest (lub było) to miejsce spotkań miejscowej młodzieży. Wokół butelki, markery, itp. Miejsce dość zaśmiecone, ale to tak już jest w odludnej okolicy...
Dojść na teren jest kilka. Od zupełnie legalnego (szlak zielony) ul. Szymańskiego, poprzez teren prywatny, chociaż nie do końca pilnie strzeżony (szlak żółty), gdzie wstępu broni szlaban i tabliczka o zakazie wejścia, aż do nielegalnego (szlak czerwony), polegającego na przekroczeniu torów w kilku miejscach i co się z tym wiąże - możliwością natknięcia się na SOK. Przydaje się wtedy wiedza z zakresu sztuki walki zwanej Uciekai-dõ. Ewentualnie podstawy sprintu 110m przez płotki. W obu przypadkach wiosną, latem i jesienią skuteczną przeszkodą są wysokie do szyi krzaczory, pokrzywy, osty i wszystko co nie ugnie się łatwo przy próbie przebicia się. Aby utorować sobie drogę przydatna może być maczeta. Chociaż mi udało się dotrzeć tam rowerem, więc nie jest źle. Zimą zadanie pewnie jest łatwiejsze, pod warunkiem używania białych barw maskujących.
Oto mapka:
Dotarcie na miejsce to jednak pikuś w porównaniu z tym, co trzeba zrobić, żeby złapać skrzynkę. Otóż kesz znajduje się nie w budynku, ale na...
Jak tam wejść? Nie ma określonego sposobu. Tak po prostu. To tak co by za łatwo nie było. Ale dla keszera to chyba nic trudnego?
Można wykorzystać elementy ruiny, albo to, co znajdzie się wokół. I najlepiej nie rzucać się za bardzo w oczy. Ale to oczy-wiste. Przydadzą się sprawność fizyczna i minimalne umiejętności wspinaczkowe.
Powodzenia!