Małpiszon zaprasza do odwiedzenia miejsca, w którym przed laty znajdował się przyklasztorny cmentarz.
Bo wspomnieć należy, że w Ścinawie przez wiele lat był klasztor ojców bonifratrów. Tak wyglądał równo 110 lat temu:
Niestety, gdy II wojna światowa dobiegała końca, klasztor był jednym z głównych punktów niemieckiej obrony i dziś próżno szukać jakichkolwiek jego śladów. W zasadzie tylko nazwy okolicznych ulic oddają dawne przeznaczenie tego miejsca.
Wróćmy jednak na współrzędne. Jak widać, z cmentarza nie zostało nic oprócz jednej jedynej płaskorzeźby i pozostałości krzyża. Przedstawiona scena to kadr z legendy o Świętym Eustachym. Był rzymskim żołnierzem o imieniu Placydas, który pewnego razu na polowaniu zobaczył jelenia z krucyfiksem między rogami. Jeleń zagadał do żołnierza, a ten w mig się nawrócił, przyjął chrzest, nowe imię i zaczął świecić. Przykładem. Z czasem opowieść ta została spasowana z legendą o św. Hubercie, patronie myśliwych, strzelców, kuśnierzy i... matematyków.
Małpiszon ścinawski ma, z racji postury i nazwy, zadania ochronne. Czuwa nad tym miejscem, by niedobre łobuzy nie śmieciły i nie oddawały się wandalizmom tudzież innym nieczystym czynnościom. Szukamy nisko, a po odwiedzinach bardzo starannie odkładamy, dbając o dobre zaklinowanie, inaczej stoczy się jak nic, a co to za frajda, grzebać w stosach liściółki... Powodzenia, miłych wrażeń.