Zrosłodrzew. W Słowniku Języka Polskiego próżno szukać takiego słowa, jednak jest ono często używane w oficjalnych dokumentach instytucji zajmujących się ochroną przyrody. Ten dość pokraczny neologizm oznacza, jak się łatwo domyślić, drzewa rosnące tak blisko siebie, że ich pnie zrastają się ze sobą. Szczególnie efektowny rodzaj tego zjawiska powstaje, gdy zrastają się drzewa odmiennych gatunków.
W zasadzie miała być to skrzynka o nazwie "Park na Smulsku". Park oficjalnie powstał w roku 2010, ale nieużytki, na których powstał były wykorzystywane do celów rekreacyjnych znacznie wcześniej. Właściwie odkąd na porzuconych polach zaczęły wyrastać pierwsze brzozowe samosiejki, tereny między fabryką Gilette a osiedlem na Smulsku zaczęły być odwiedzane przez spacerowiczów, rowerzystów i spragnionych miłosnych uniesień nastolatków. Obecnie jest to bardzo sympatyczny park z bitymi alejkami, ławkami i górką saneczkową.
Pewnego dnia, kiedy wędrowałem sobie po parku kombinując, gdzie by tu umieścić skrzynkę w sposób jednocześnie bezpieczny i nietuzinkowy, tuż na skraju odkryłem dwa drzewa zrośnięte ze sobą - dąb i brzozę. Zdałem sobie sprawę, że jest to dość rzadko spotykana sytuacja, a że często takie zrośnięte drzewa stają się lokalną atrakcją turystyczną, postanowiłem nasz zrosłodrzew uczynić bohaterem kesza. Nie jest może on tak imponujący, jak inne egzemplarze występujące tu i ówdzie, ale drzewa ciągle rosną i efekt zrośnięcia będzie się nasilał.
Skrzynka w leśnym maskowaniu, raczej bezczelna. Proszę, odkładajcie dokładnie, żeby wszystko wyglądało naturalnie i nie budziło ciekawości spacerowiczów.