30 Grudnia 1914
„Niemcy opuścili okopy na prawym brzegu Bzury pod wsią Mistrzewice i cofnęli się na jej brzeg lewy”
28 stycznia 1915
„Podczas ostrzeliwania d. 26 b.m. pozycji nieprzyjacielskiej w obrębie wsi Mistrzewice, o 10 wiorst na południe od Wyszogrodu, zapaliła się stojąca w pobliżu stodoła. Słyszane były przytem wybuchy. Widocznie w stodole znajdowały się pociski nieprzyjacielskie. Jest to nie pierwszy wypadek zniszczenia przez artylerję rosyjską składów amunicji nieprzyjaciela na pozycjach. (Mistrzewice, wieś w pow. Sochaczewskim nad Bzurą o wiorst 8 od Sochaczewa i kolei. Przyp. Red.)”
31 stycznia 1915
„Dnia 28-go grudnia niemcy opuścili okopy na prawym brzegu Bzury, wprost wsi Mistrzewice, zaczem i ta cząstka prawego brzegu wróciła do rosjan. Niemcy przekonali się snadź o niemożności przedarcia się z tej strony i zwrócili wysiłki gdzieindziej.”
Tak pisały sto lat temu gazety o tym, co działo się w okolicach Mistrzewic. Co prawda kesz nazwałem: Cmentarz wojenny w Mistrzewicach, ale tak naprawdę to tego cmentarza nie ma. Był – do 1939r – na pagórku sąsiadujący z tym, na którym jest obecny cmentarz. W czasie kampanii wrześniowej Niemcy ostrzeliwując nasze oddziały, zmienili go w pobojowisko. Do dziś pozostał po nim tylko jeden kamień nagrobny, przeniesiony na współczesny cmentarz (na wprost bramy, pod płotem). To kolejny artefakt z tamtych czasów, którym zaopiekowali się rekonstruktorzy z sochaczewskiej MGH im. II/18pp.
Cofnijmy się na chwilę do czasów Wielkiej Wojny …
***
Kiedy zamknęły się drzwi za kurierem, porucznik Schuller zapalił papierosa. Nie miał ochoty czytać nowych rozkazów. Znał je, bo nie mogły być inne niż te, które dostawał od początku kampanii. Znów przed oczami stanęły mu obrazy z dotychczasowych ataków. Próbowali różnych rzeczy: ataków ze wsparciem artylerii, ataków z zaskoczenia bez przygotowania artyleryjskiego, ataków w dzień i ataków w nocy. Nocami próbowali po ciemku podejść Rosjan, ale za dużo oddziałów gubiło się. Dlatego potem podchodzili po omacku tyle ile mogli, a tuż przed atakiem strzelali flary nad pozycje wroga. Za pierwszym razem prawie się udało, ale carscy jakimś cudem wytrzymali. Najgorszy był poprzedni miesiąc, kiedy były dwie pełnie księżyca, nie było chmur, za to były rozkazy kolejnych ataków. To wtedy wszystkie jednostki z uzupełnień zostały niemal unicestwione. Nic się nie udawało. Porucznik niespiesznie złamał pieczęć i równie powoli prostował papier. Pominął godności, tytuły, stopnie. Od razu wyszukał datę i numery jednostek. Nic go nie zaskoczyło. No może tylko tym razem będzie musiał wystąpić o więcej uzupełnień. Sięgnął po kalendarz, żeby zrobić kolejne notatki. Żeby nic nie umknęło.
***
Pił żeby nie pamiętać. I nieźle mu to wychodziło. Właściwie mógłby się oddać tylko temu, gdyby nie fakt, że przełożeni ciągle czegoś od niego chcieli, a Niemcy nieustannie próbowali go zabić. Tylko jego. No bo przecież, nie chodziło im o tę całą hołotę, którą musiał dowodzić. Nie … Niemcom chodziło o niego. Na pewno. Spojrzał na notatnik, otwarty na stronie, gdzie wszystkie dni od dziesiątego do siedemnastego oznaczone były krzyżykami. Przewrócił kartkę. Tam też roiło się od znaczków przypominających ile to razy chcieli go zabić. Jego – oficera armii Jego Cesarskiej Mości Najjaśniejszego Pana Mikołaja II Aleksandrowicza – kapitana Juliana Smirnoffa! Świadomość, że był jedyną tarczą i mieczem Najjaśniejszego Pana tylko potęgowała jego złość na całą tę swołocz, z którą musiał się użerać! Tak jak choćby ten głupi, tępy Stiopa, którego już dawno wysłałby do okopów! Ale chłystek znał niemiecki. Smirnoff z narastającą wściekłością czekał, kiedy wreszcie ten idiota skończy tłumaczyć przechwycone rozkazy!
- Paszoł won durak! - rzucił do tłumacza kapitan, wyrywając mu z ręki kartkę, kiedy tamten się pojawił. Potem rzucił jeszcze butelkę, ale chłopak minął się z nią tak, jak jego przekłady mijały się z oryginałami, czyli … wystarczająco, żeby jeszcze bardziej rozwścieczyć kapitana.
Smirnoff pazernie pożerał wzrokiem tekst. Więc tym razem rzucą 1 i 8 kompanię z 960 regimentu, 1 i 5-tą z 358-go. Dwóch ostatnich jednostek nie znał – widać z uzupełnień. A ile jeszcze dni zostało do kolejnego zamachu na jego życie? Taaa … Nic go nie zaskoczyło. Zaczną trzy dni przed nowiem. Pewnie znów puszczą race. I dobrze. Kulomiotom będzie łatwiej celować.
***
Podane współrzędne wskazują na dzisiejszy cmentarz gdzie znajduje się wspomniany wcześniej kamień. Kesz jest ukryty w pewnym oddaleniu od tego miejsca. Żeby mieć kordy do niego, wystarczy na podstawie daty (ddmm = ABCD) z rozkazu Schullera, wyliczyć trzy ostatnie cyfry dla:
N -> B*D*(A*B+A) – B – C –C
E -> D * DA +(B*(C+C))
Jeśli na miejscu będziesz przed 1-szym maja, wtedy kesz będzie pod drzewem za Tobą. Nie wykopuj – odkręć i wyjmij. Weź na wszelki wypadek wydruk tego opisu, coś do pisania – najlepiej ołówek, bo może trzeba będzie połowę tego co napiszesz, wytrzeć (dlatego weź i gumkę). Przyda się też wyobraźnia. No, ale tej Ci przecież nie brakuje.
W strunówce z logbookiem znajduje się kod do skrzynki finałowej – zapisz go, jeśli chcesz o nią walczyć!
Kesz dla tych, dla których ważniejsza jest droga niż cel
Powodzenia!
Geo-rge