O wojnie pozycyjnej nad Rawką i Bzurą trwającej od grudnia 1914 do lipca 1915 roku oraz o atakach gazowych z użyciem chloru, z których pierwszy miał miejsce 31 maja 1915, można przeczytać w wielu miejscach. Jeden z opisów, który według mnie należy do bardziej szczegółowych, a przy tym jest ciekawie napisany znajduje się tutaj. Kiedy jednak szukałem źródeł informacji na ten temat największe wrażenie zrobił na mnie inny opis, a właściwie opisy, mimo, że każdy z nich jest bez porównania krótszy i mniej... fachowy. Ale właśnie ich lektura sprawiła, że poczułem realnie grozę tamtych dni.
Oto one - dwanaście relacji naocznych świadków tamtych wydarzeń, zebranych w latach siedemdziesiątych XX wieku przez Wiesława Sokołowskiego, poetę mieszkającego w Skierniewicach, który jako jeden z pierwszych zajął się dokumentowaniem tej historii. Dodałem do nich jeszcze dwie relacje - wspomnienia Stanisława Wróblewskiego, mieszkańca Bolimowa oraz Maxa Wilda, asystenta Fritza Habera, który z wielkim oddaniem i gorliwością pracował na zlecenie niemieckiej armii nad zastosowaniem gazów bojowych i osobiście przybył na linię frontu niemiecko-rosyjskiego, by nadzorować użycie swojego śmiercionośnego wynalazku:
(1) W czasie pierwszej wojny tu był stały front. Trwał z 9 miesięcy. I tutaj, na tym terenie, Niemcy po raz pierwszy puścili gaz c h l o r. Ustawione były butle w okopach i za pomyślnym wiatrem ten gaz ciągnął. I tutaj wytruto masę żołnierzy rosyjskich, ale powiedziałbym, że nie rosyjskich, ani carskich, bo w większości byli to Polacy tak po stronie Niemców, jak i może ewentualnie po stronie Rosji.
(2) Tego tysiące – szło. Masek na twarze jeszcze oni nie mieli, ci co w podwózkach jeździli i kozacy – ci tylko maski mieli, a frontowcy szli bez niczego. My byliśmy jako uchodźcy w Żyrardowie. Braliśmy stamtąd zapałki, świece, pieczywo i nosiliśmy pod sam front – by sprzedać. Tam mieliśmy do czynienia z tymi zagazowanymi.
(3) Żołnierzy natrutych to widzieliśmy jak… jak… jeden przy drugim. Ratowaliśmy ich. Jak który mógł jeszcze, to krzyczał RATUNKU! Jak nie mógł, a tylko oddychał, aż do krwi, taki już się nie wyleczył. Dopóki trwał front, to zakopywaliśmy ich tam, gdzie kto leżał. Później , gdy Niemcy poszli pod Rosję, to takich starych zostawili nam. Oni brali ludzi ze wsi – ja sama robiłam, z każdego domu jedna osoba musiała być wyznaczona i te trupy jeszcze nie pochowane myśmy chowali.
(4) Chmura dymu szła. Krowy trzymały pyski aż przy ziemi. Kiedy dochodziliśmy do Wiskitek to ledwo przytomny byłem. Przede mną szedł rosyjski żołnierz, chusteczkę trzymał przy twarzy, nie wiem czy doszedł, bo minąłem go. Dusiło mnie straszliwie, mordowało. Spałem cały dzień, całą noc, na drugi dzień nie wiem czy wstałem czy nie, pamiętam tylko jak z eskorty zaglądali do mnie i pytali mnie „czy żyję”.
(5) Aż ziemia pryskała. Konie gnały prawie na oślep. Sołdaty siedzieli, trzech z prawej, trzech z lewej strony. Konie oszalałe pędziły i osłaniały mnie. Kiedy dojechałem do Wiskitek, to już żołnierze z pianą na ustach byli. Skręciłem na prawo pod szkołę, był tam szpital. Sanitariusze wzięli ich z wozu pod pachy i sinych nieśli; ja przez kilka dni walczyłem ze śmiercią.
(6) Jak Wola Miedniewiecka, to tam gdzie ostry zakręt, gdzie teraz drewniany krzyż stoi, to tam zwozili dalej tych zagazowanych. Ci co byli na pierwszej linii mówili, że gaz przeszedł nad nami górą, dopiero zaczął truć drugą i trzecią linię. Niemcy myśleli, że wszystkich wytruli i wyszli razem z ukrycia. Rosjanie podpuścili ich blisko, to tak ich potem tłukli, że aż szynele im podskakiwały, aż lufy czerwone były.
(7) To był zaprawdę istny koniec świata. Leżało to wszystko na ulicach. Zwały ludzi. Rozpacz brała człowieka na widok tych nieszczęśników. Emocje wielkie. Ci co konali rwali na sobie mundury. Młodzi chłopcy. Elita. Za co to mordowanie nieszczęsnych istnień? Za co ta wojna!?
(8) To był maj. Koło żydowskiego Kirchoła w Wiskitkach rów wykopali jak stąd do stodoły. Porozbierali ich z tych szyneli. Pop ruskich święcił, odmawiał; etapami - jedną warstwę walili głowami, drugą nogami; to takich warstw było chyba ze cztery; co nawalili, oproszkowali, skarbowali, zasypali, to znów następnych kładli.
(9) Jak składaliśmy ich do grobu, to wszystko w rozkładzie było. Myśmy podostawali takie prymki do ssania i papierosy do palenia z takim kadzidłem. Ogromne muchy były, czarne, niebieskie. Wielkie to, prosto do oczu leciały.
(10) Później powtórnie Niemcy użyli tego gazu, ale ewidentnie wiatr się odwrócił. Cała pierwsza linia była wytruta żołnierzy niemieckich. Wyglądali jak murzyni, czarni, na ustach różowa piana. Tu, wokół tego stawiku, to tak dookoła, jak gęsi idą po trawie, tak tych Niemców leżało martwych.
(11) Pamiętam, że wtedy piął się groszek, kwitł i groszkowe strączki jeszcze były. Pamiętam jak przywieźli tego zagazowanego, wnieśli go do ogromnego namiotu. A dzieciak, jak dzieciak, chciał zobaczyć jak zabity wygląda. Zaglądam do środka, a on wtedy usiadł. Krzyku narobiłam na całą okolicę, pamiętam to jak dziś. I zaraz doktor go dopadł i znowu zaczęli mu mleko gotowane dawać – i on żył.
(12) Boże mój, jak ja płakałam. Bo ich układali warstwami do dołu. Dzieciak mały głupi, pójdzie, napatrzy się, a potem spazmów dostałam w nocy. I mama całą noc spała ze mną: „Mamusiu powiedz, dlaczego po nich tak chodzą…”
(13) Tego dnia wiozłem na wozie do Wiskitek rosyjskich saperów, którzy całą noc na przedpolach ustawiali energicznie zasieki. Nagle poczuliśmy coś jakby duszącego. Zaczęliśmy szybko uciekać. Sześciu żołnierzy saperów jadących ze mną osłaniało mnie, młodego chłopaka, czym się dało. Kiedy już dojechaliśmy do wioski, zauważyłem, że saperom z ust ciekła czerwona piana. Trafili oni od razu do szpitala, który znajdował się w tamtejszej szkole. Ja już na drugi dzień poczułem się całkiem dobrze. Później dowiedziałem się, że jadący ze mną saperzy zmarli
Kilka uwag dla poszukiwaczy: