Miejsce to niezwykłe ze względu na swoją brzydotę i moc odpychająco-przyciągająco-odstraszającą. Rzadko się zdarza, żeby takie "zabytki współczesnej myśli technicznej" z czasów jeszcze miłościwie nam panujących "towarzyszy" pozostawały nietknięte przez kolekcjonerów złomu. Ten "dziewiczy" obiekt nie stał się ofiarą ptasiego guano, graffiti, wygląda, jakby jeszcze przed chwilą pilnowały go ochotnicze zastępy chłopaków z ORMO - nawet węgiel rozrzucony wokół budynku nie został rozkradziony. Okolica brzydka jak pora roku i pogoda. Nie stwierdzono śladów działalności barbarzyńców dewastujących, piromanów oraz amatorów bibek z użyciem domowej produkcji bimbru lub markowego wina nabywanego w pobliskim "geesie", którego w drodze do tego "magicznego" miejsca niestety również nie namierzono, czego skutkiem może być brak życia towarzyskiego w tak "atrakcyjnym turystycznie" miejscu. Opustoszałe i smutne, jak po wybuchu radioaktywnym. Mocy nadprzyrodzonych również nie stwierdzono - nic nie straszy, przynajmniej w dzień. Jest to doskonałe "natchnienie" dla masochistów, turpistów i amatorów mocnych wrażeń typu: zleci albo nie zleci coś na łeb. Przybytek ów mieści się w sąsiedztwie "popegeerowskich" bloków mieszkalnych we wspaniałym postsocrealistycznym klimacie. Pamiątka naszych minionych siermiężnych czasów. U estetów może wywoływać odruch wymiotny. Kupa stali i betonu ulokowana na klepisku.