Szedł już którąś godzinę, na szczęście listopadowe niebo nie spieszyło się do wznoszenia słońca, więc ciągle czuł się bezpiecznie. Mógł rozmyślać i analizować wydarzenia ostatnich dni. Skłamał, ale wiedział, że Bóg mu to wybaczy. W jednostce wermachtu, w której służył część wiedziała, że to wymyślił, a inni się nie zorientowali. Już parę tygodni wcześniej wszystko sobie obmyślił, zaczął kuleć, wolniej chodzić, owijać stopy i pojękiwać przy ubieraniu butów. W końcu nadszedł ten dzień. Powiedział, że nie może iść dalej. Oni poszli. Udało się. Po podleczeniu stóp miał dołączyć do najbliższego oddziału. Wiedział, że nigdy tego nie zrobi. Teraz miał jeden cel, jak najszybciej przedostać się do centrum Chorzowa. Tam czekała na niego Ela. Jego Ela. Na Śląsku czuł się już bezpieczny. Nie mógł tylko doprowadzić do tego by jakiś oficer wermachtu chciał go skontrolować, wtedy wydałoby się, że stopy ma zdrowe i jest dezerterem. Zaczynało świtać, za chwilę ruszy patrol z pobliskiego posterunku. Nie chciał spotkać żołnierzy. Żadnych. Myślał tylko o Eli. Po drodze mijał tylko jeden schron. Wiedział, że jest pusty, bo Niemcy zdążyli go wysadzić. Tam musiał przeczekać. Wejście wysadzonego schronu nie było wygodne. Wybrał to najmniej widoczne od drogi, lewe. Niby największe, ale i tak było ciasno. Przeciskał się na plecach. Tuż za nim był spad, musiał być ostrożny. Teraz już tylko parę godzin czekania na zmierzch. Musiał być cierpliwy. Było wilgotno, chłodno, karaluchy i myszy przyglądały się swojemu gościowi. Przez niewielką szczelinę czasami widział przechodniów, wtedy serce mocniej zabiło. Może to Ela? Poczuł ścisk w gardle. Samotność bolała najbardziej. Wodził wzrokiem po ścianach i jak już wydawałoby się, że nic go nie zaskoczy, że zna każdy szczegół pomieszczenia, w którym się znalazł, natknął się na dziwny przedmiot. Pudełeczko, w środku karteczki. Odpakowywał podekscytowany zgrabiałymy palcami. Tylu ich tu było przed nim... Tylu przeczekiwało, czasami chwilę czasami dni całe. Czy wszystkim się udało ? Dopisał się też. Dla Eli.