Budynek ten jest prawdopodobnie powojenny, jest podzielony na dwie części - od zachodu była kuchnia, a od wschodu jadalnia . Pomiędzy nimi zaś - punkt wydawania posiłków. Przed wejściem do jadalni do tej pory stoją donice w których rosły kwiaty.
Z żywieniem było różnie na przestrzeni dziejów, o czym można sie przekonać czytając wspomnienia żołnierzy tu służących. Zapewne zależało to między innym od kwatermistrza. A że temat jedzenia zawsze wzbudza emocje, toteż i sporo informacji na ten temat znalazłem - poniżej obszerne cytaty dotyczące jedzenia i różnych okołokuchennych ciekawostek:
ryszard:
Wigilia 1976 - Zaraz po obiedzie zbiórka, hełmy , OP1 i pogonili nas na strzelnicę zwierzyniec. nawet napotkani zawodowi po drodze mówili do kaprali i d-cy plutonu "już w ten dzień dalibyście im spokój" (myślę że oni tu mało zawinili - musieli mieć rozkaz "z góry") Strzelanie ze wszystkimi "rozkoszami" typu przegonienie w maskach za niewykonanie , domarsz taktyczny i przed sama kolacją powrót do jednostki. Zaprowadzili nas na kolację, owszem na stołówce była choinka , ale menu to był kawał serdelowej kiełbasy, margaryna i chleb no i świątecznie każdy dostał po pół paczki herbatników. Wszyscy byli zgonieni i zgłodnieni więc wsunęliśmy to wszystko od razu , nikomu nawet do głowy nie przyszło ze to nie postne. No i major Mickiewicz czyli z-ca dcy pułku d/s politycznych mógł napisać w raporcie o dobrym wychowaniu światopoglądowym żołnierzy żołnierzy którzy dali antyklerykalna postawę w postaci zjedzenia potrawy mięsnej w wigilie.O opłatku oczywiście nie było mowy. Swoja droga chytrze. "STARYCH" którzy mogliby się trochę zbuntować w większości wysłano na przepustki a elewi walili służby i dawali wyraz dobrego światopoglądu. Po kolacji żeby nam głupoty nie przychodziły do głowy to skierowano nas na obierak....
wariag:
Jako elew kilka razy byłem dyżurnym na kuchni a raz podoficerem dyżurnym kuchni (i wystarczy, to wcale nie taka lekka służba). Często obieraliśmy kartofle siedząc w kółko koło wielkiej kadzi z wodą. Ci siedzący dalej celowali do niej opryskując kolegów. Jako dyżurni wychodziliśmy z kuchni uświnieni jak nieboskie stworzenia. Brudni, zatłuszczeni, ale przynajmniej najedzeni do syta. Na zapleczu stała maszyna - myśleliśmy że do obierania kartofli. Uruchomiliśmy to cudo techniki i rzeczywiście wylatywały z niej kartofle ale w kolorze buraczkowym. Szef kuchni nie docenił naszej inicjatywy, zgłosił to szefowi naszej kompanii- no i wiadomo. A tego dnia na obiad gotowane kartofle miały śliczną amarantową barwę. To były maszyny do obierania buraków i chyba w ogóle warzyw. Ziemniaków w nich nie wolno było obierać.
Żarcie było nie najlepsze i mało. Konserwa rybna na 3-ch, a mięsna (jak była) na 6-ciu. Kostka margaryny na 10-ciu a masła (było rzadko) na 17-tu - był problem z podzieleniem. Jak na obiady w czwartki była ryba to czuć było już za torami jak wracaliśmy z poligonu. Dobra była pasta z twarogu i konserwowej słoniny. A tak to najczęściej podeszwa (pieczeń wołowa cienka jak listek) albo granaty (pulpeciki z mięsa i bułki tartej). Na śniadania zupa mleczna (ale mleczka było w niej mało, więcej wody) z makaronem albo ryżem, marmolada, serki topione. Na 2 śniadania wątrobianka albo szynkowa krojona pod takim skosem aby wyglądało że jest jej b. dużo. Drugie śniadania nosili na poligon dyżurni kompanii w termosach. Na kolację najczęściej serwowano w tym lokalu białe szaleństwo (twaróg z mlekiem) i czarne szaleństwo (kaszanka na talerzach). Wystawny był tylko obiad na pożegnanie rezerwistów - schabowy z buraczkami do czego przygrywała orkiestra pułkowa. W wigilię 1978 podano nam na kolację zepsute i piekielnie słone śledzie. Oczywiście bunt nie wchodził w grę - wypiliśmy tylko herbatę i zjedli chleb. Niektórzy rozrzucali śledzie po stołówce, ciskali nimi w ściany. Parę razy widziałem jak się robi wojskową kawę albo herbatę. Brało się kawę z cukrem w kostkach i wrzucało do kotła. Gdy sie rzuciło mniej wychodziła herbata, gdy więcej wychodziła kawa. Najlepsza jednak była konsumowana na sucho.
"Koniec jedzenia! Powstań! Wychodzić!" - ciągle się słyszało tę komendę na kuchni. Najgorzej miał ten, który był ostatni w kolejce po posiłek. Biedaczyna coś zakąsił i już było po. Moi elewi byli ciągle głodni, jak my. Na szczęście miałem znajomego kucharza z Chochołowa, który mi przynosił cały talerz "granatów" i chleba skolko ugodno. Dokarmiałem więc moje sierotki. Zwracałem tylko uwagę aby nie wypychali sobie kieszeni chlebem bo wyglądali jak ostatnie łajzy.
Pamiętam że na przełomie 1977 i 1978 często stołowali się tutaj oficerowie radzieccy. Siedzieli przy osobnym stoliku koło okienek skąd wydawano posiłki. Mieli piękne futrzane papachy o fioletowym odcieniu, z rubinowymi maleńkimi gwiazdkami. Strasznie mnie wtedy kusiło aby podprowadzić sajuznikom taka papachę na pamiątkę.
ziutek:
Karaluchów było tyle że wystarczyło na zapleczu koło kotłów na parę zgasić światło choć na parę minut a wychodziło tego całe plagi..kucharze zmywali ich ze ścian gorącą wodą płynąca węzami.Kratki ściekowe się zapychały... posiłki wydawane były z plastikowych talerzach..głęboki i płytki no i kubki plastykowe na deser(kompot..kisiel..rzadko budyń..no i kawa na śniadanie czy kolacje)całość kładło sie na nierdzewnej metalowej tacy. Ale po 13 grudnia 81r. podawali nam jedzenie do "menażek", przybyła do pułku rezerwa i milicja. Rezerwa miała gotowane na zewnątrz w kotłach i jedli pod namiotami... coś jak na poligonie. Oj jedzenie wtedy zeszło na psy..... odchodził tylko kapuśniak a raczej ugotowana kapusta na wodzie i chleb do tego.Ale przed tym to jedzenie było niezłe. Solone śledzie, to nie spotkałem się z tym. Konserwy rybne a raczej z ikrą to były często. Każdy był syty... w każdym bądź razie. Pamiętam że w całej 1WDZ w niedzielę na śniadanie podawali kiełbaskę na gorąco i kawałek ciasta a do tego KAKAO.....czy tak zawsze?????
wariag:
Ziutek, nie osłabiaj mnie..... Ciasto w wojsku na śniadanie jadłem tylko raz i dlatego dokładnie pamiętam kiedy: w Wielkanoc 1978 roku. Było pyszne. Natomiast co do kiełbasy to masz rację, choć raczej chyba to były parówki z musztardą. To była istotnie niedzielna specjalność. Kakao też czasem było w niedzielę, o ile tam można nazwać ten napój kakaopodobny
SKRZYNKA:
NOWY OPIS OD 14.09.2013: Obiekt jest już niedostępny, ale skrzynkę zdążyłem ewakuować i ukryć gdzieś na terenie Garnizonu, zachowując jednocześnie klimat poprzedniej miejscówki (jest nawet bardziej ciasno i klaustrofobicznie). Jednak współrzędne startowe nadal prowadzą do budynku jadalni i kuchni, a konkretnie do zamurowanego wejścia kuchennego. Stań tyłem do wejścia i na wprost, lekko po prawej zobaczysz liczbę na sąsiednim budynku - to będzie AB. Spójrz teraz bardziej w lewo, tam jest kolejny budynek z kolejną liczbą na cegłach: CD.
Współrzędne N 51° 5(10-D).(B-D)CD' E 20° 08.BCA' doprowadzą Cię do pewnego budynku na terenie garnizonu. W nim należy znaleźć pionową, nieciągłą rurę (spoiler), a następnie do niej wleźć... skrzynka jest ukryta w tym kanale.
Uwagi o dostępności terenu:
Wszystkie etapy znajdują się w ogólnodostępnej części jednostki, przy czym etap pierwszy na terenie Wyższej Szkoły Zawodowej i wszystkie cyferki da się spisać bez przechodzenia przez płot.