Nastąpiły sprzyjające okoliczności i pertraktacje z marabutami wreszcie zakończyły się sukcesem. Udało się spotkać w Smardzowicach. Następnie nasza wspólna żonkowo-marabutowo-elotoczybrzuszkowo-łzowa drużyna zstąpiła do Doliny, tylko po to by fakultatywnie zajrzeć w ciasne skałki, lecz już chwilę później znów wspinaliśmy się zielonym szlakiem po cel tej wyprawy - tym razem rozwiązując zagadki. Dzień się miał ku zachodowi dolina zaś leżała w długich cieniach, w dali góry sinoniebieskie oczywiście. Całkiem spokojnie tu było, dawno po wojnie, ale marabut i tak chciał strzelać z wiatrówki do tych co na doleOsiągnąwszy szczytowanie zbiorowo rozdziewiczyliśmy keszynkę z FTFa, który nas zachwycił. O wspaniały ten certyfikat musieliśmy się bić z marabutami, bo z nosząc taki na eventach z daleka widać, że nosiciel ma +20 do lansa. Ponieważ próba rozwiązania konfliktu zbrojnie zawodła i zanosiło się na pat, postanowiono rzucić kości o certyfikat. Łza nie miał pojęcia o zasadach gry, zaufał więc staremu przysłowiu - Głupi ma szczęście, więc oczywiście ten niesamowity złoty certyfikat trafił w łzowe ręce. srebro i złoto wciąż czeka na zdobywcow - polecamy, bo warto! Dzięki za kesz