Na miejscu poinstruowani przez Werronę powrociliśmy. Znów minęliśmy miłośnika architektonicznych niuansów i dalej w drogę.
Tym razem legowisko kesza odnalezione od razu. Problemem było jednak tylko podjęcie i jak się później okazało odłożenie kesza. Problem powiem stał na schodach i ubrany w piżamę palił papierosa za papierosem... I problemem był póki nie odkryłem, że można nim sterować! A mianowicie, że to ja jestem jego pilotem:)! I tak sobie krążyłem po okolicy zostawiwszy Żeliwnego przy keszu. I ja w lewo - kuraciusz obrót za mną. Ja w prawo - kuraciusz również. I tym sposobem bezproblemowo udało się wydobyć jak i ukryć kesz:). Oczywiście oddalając się kuracjusz odprowadzał mnie wzrokiem:)...