Na pożegnanie z Dolnym Śląskiem skoczyłem po tego kesza w przerwie między pociągami. Muszę przyznać, że kiedy pierwszy raz spotkałem się z tym patentem, to byłem w niezłym szoku. Ale tamta wersja była też wypaśniejsza i dłużej się zbieraliśmy do jej podjęcia. Tu mimo późnej pory nawet przez chwilę się nie zawahałem. Dzięki za niezły keszyk!