Ten kesz to masakra na maxa:/ Najpierw poszłam złym brzegiem, musiałam się wracać. Potem w krzaczorach nie mogłam nic dojrzeć. A na koniec musiałam się kilka minuit doprowadzać do porządku, bo cała byłam w jakichś upierdliwych malutkich kuleczkach. Gorsze to niż dziady! Jedyne szczęście w tym nieszczęściu jest takie, że nic mnie nie poparzyło...
A co do miejsca to pierwszy raz widziałam jak rzeki łączą się ze sobą. Fajnie to wygląda:)