Tftc! Mój 2000-tysięczny kesz

Już od kilku lat z żalem mijałam skansen w drodze na rybę, kajaki, żagle, wieżę - nigdy nie znalazło się dość czasu. Tym razem zebrała zdecydowaną ekipę na Resecie u Leona i tak wyruszyliśmy na zwiedzanie: ja, Nannette, Doc bez psa i Chester (którzy mięli się nawzajem ogarniać ale nie bardzo im to szło i co chwilę się nam gubili). Skansen bardzo ciekawy - nie dość, że można tu zobaczyć różne chaty, warsztaty, szkołę czy wiatraki, to można się wcielić w różne role - nam najbardziej do gustu przypadł prototyp sauny (to na poddaszu dworu), pisanie prawdziwym piórem maczanym w atramencie (szkoła), udzielanie ślubu (wiadomo) - bawiliśmy się lepiej niż większość dzieciaków. Tu mała podpowiedź dla kolejnych zdobywców - chata garncarza został przeniesiona w inne miejsce, pierwotnie była w okolicach kościoła i szkoły - znajduje się tu nadal stragan z przedmiotami wykonanymi z gliny. Jednym słowem spędziliśmy fantastyczne, słoneczne i wesołe popołudnie w gronie przyjaciół. UWAGA na finał - w miejscu ukrycia kesza gniazdo urządziły sobie osy, były lekko zaniepokojone naszą obecnością, ale wykonywaliśmy minimum ruchów i szybko się oddaliliśmy więc obyło się bez strat w ludziach;)