posikałam sie... hahaha ! to jeden z tych keszy wartych całego opisu zdobywania. Upał! a ja przebrana w spodnie moro ide sobie łączką ! telefon do Żanetki "chodź do mnie bo sama nie wejdę"! Przybiegła w sukieneczce, nie powiem gdzie popieściły ja pokrzywy
poszła w lewo, żeby obadać teren, "poświeć bo nie widzę schodków" - dobrze, że nie poszła na wyczucie bo upadek z 2 metrów nie byłby ciekawy
jak już doszłam którędy do kesza, postanowiłam zawrócić ze względu na "sypialnię".... no dobra, zdygałam się ! Żancia poszła i woła, że mam śmiało przyjść, nie dałam rady, wróciła po mnie i za rękę prowadziła mnie do schodków
w międzyczasie pstrykałam zdjęcia, żeby flesz oświetlił mi drogę - czołówka nie podołała. Na samej górze nie jest tak strasznie
a kesz.. ekhm, maskowanie spadło Żanecie na stopę
Dziękuję !