Musiałem parę razy przechodzić tam i z powrotem, bo na werandzie naprzeciw kesza bawiły się wesołe studenciaki. Z podjęciem nie było większych problemów, bo pudełko leżało na ziemi
, gorzej z odłożeniem. Wyczekawszy chwilę, aż zrobi się spokojniej, kesz wrócił do siebie. Nie wiem jednak, czy ta miejscówka nie jest spalona...
A samo miejsce niesamowite, nie miałem pojęcia, że w Warszawie można spotkać takie coś!