Skrzynka, która najbardziej mi się spodobała w czasie dzisiejszego dnia. Wracaliśmy z Brym rowerami z kręcenia się po okolicy i przez ten kesz zaplanowaliśmy powrót do ścieżki rowerowej koło Trasy Siekierkowskiej. Wczoraj cały dzień padało, dziś także trochę poprawiło a to teren przecież mocno podmokły. Jechaliśmy od strony Traktu Lubelskiego, początkowo ulicą Spadową. Nie byłem tu wcześniej, więc to napotkane morze trzcin (jakby nie patrzeć w środku miasta) trochę mnie zaskoczyło. W którymś momencie trzeba było odbić z drogi w słabo widoczną ścieżkę i prowadzić rowery. Końcówkę chyba poszliśmy na skróty lądując nieoczekiwanie w rozlewisku skrytym pod leżącymi trzcinami, co zakończyło się efektowym chlupaniem w butach. Woda w butach jest zawsze lepsza niż woda po kolana, więc napotkany przed szlakiem rów z wodą jednak postanowiliśmy przeskoczyć. W sumie to nie wiem po co, bo po deszczu i tak spodnie były całe mokre od trzcin aż do uda.
Po wylądowaniu na ścieżce pozostało jeszcze tylko kilkanaście metrów do kesza, jednak w tym miejscu ścieżka była dziś w większości pod wodą. Ale co tam! Kesz zdobyty! Wydawało się, że powrót po ścieżce do Trasy Siekierkowskiej będzie łatwiejszy. I był, miejscami.
Parę rozlewisk, trochę zwalonych drzew. Jako, że uwielbiam takie przyrodnicze klimaty, to za tą wycieczkę przyznaję order zielonej gwiazdy. Będę chciał tu wrócić, ale może nie koniecznie po deszczu.