Po zebraniu praktycznie wszystkich keszy z projektu (z jednym się nie udało), ruszyliśmy na finał. Z początku myślałem, że źle wyliczyłem współrzędne - wyszło jezioro, ale jednak po przybliżeniu okazało się, że jest poprawnie. Na miejsce dojechaliśmy dość szybko, natomiast samo dojście do kesza było problematyczne, bo najpierw poszliśmy od złej strony - zarośniętej, gdzie wzbijały się tabuny komarów podczas przejścia. Nic miłego dla fobików robactwa i pająctwa

Potem po przemyśleniu, udało się wybrać właściwą ścieżkę, i tu problemów z dojściem nie było, ku mojej uciesze. Kesz fajnie zamaskowany, w fajnym miejscu, choć obecnie trochę podmokłym. Na szczęście idzie do niego dojść całkowicie suchą nogą. Wpisy zrobione i czas wracać. Następny "kesz" w planie to 2xchisy z kuponu, zmęczeni rowerzyści muszą się jakoś posilić w dzień wolny od sklepów