Pierwsi zaspani mieszkańcy stolicy cichutko przemykają po peronie metra - do tej chwili zostali naprawdę najwytrwalsi wraz z Teokrytem, który odjechał dosłownie dwie/trzy minuty wcześniej (kesz czy stówa-ja też nie miałbym wątpliwości). Wszystkim dziękuję za wspólne keszowanie! Dla mnie to był ostatni kesz w stolicy =//=nie ostatni tego dnia ;), podjęty wspólnie z towarzyszącym mi od wyjazdu z Łodzi
Skyqenem i prawie szesnasta godzina spędzona w towarzystwie ownera ;). Szalenie miło było poznać i wspólnie wędrować przed, w czasie i po WNVI. Do zobaczenia przy następnym keszu. Powodzenia!