Jak podchodziłem do kesza - błysnęło po raz pierwszy.
Jak się wpisywałem - walnęło po raz drugi.
Za chwilę - grad wielkości oliwek wytrącił mi słoik z ręki.
O, kur...!
Słoik jak słoik - pękł upadając na kamienie pomnika.
Chcąc, nie chcąc - szybki wypad do Lęborka po najlepsze w mieście pudełko [parę keszy było po drodze
] i szybki powrót.
Sorry za moją niezgrabność!