Ubraliśmy się jak na Syberię, zabraliśmy "poważny" ekwipunek - tzn. latarki, zapasowe baterie, cukierki itp. W końcu błądzenie po lesie w mroźną, zimową noc to nie przelewki...
Zabawa przednia, młodypatyk jako posiadacz najlepszego wzroku (i najlepszej latarki) wypatrywał oczu. Na miejsce dotarliśmy dość szybko i dopiero wtedy zaczęły się prawdziwe problemy. Ziemia zmarznięta - ciężko było "wykłujkować" skrzynkę. Próbowaliśmy nawet dzwonić do ojca założyciela - niestety bezskutecznie. Dopiero po dłuższym czasie Keszja jakimś cudem "wymacała" skrzyneczkę. W konsekwencji zryliśmy okolice drzewa - pewnie nieco bardziej niż przystaje przyzwoitemu keszerowi - taką czuliśmy potrzebę zaliczenia tej znakomitej skrzynki.
Zabraliśmy sudoku, a zostawiliśmy muszlę i kilka znaczków OC. Rekomendacja oczywiście się należy.