To nie był mój pomysł, aby łapac tego kesza

Freney o kulach, ja gorączkujacy, tam z metr śniegu, no ale czy ktos mówił o normalnosci... Tak więc po wjechaniu wyciagiem, w cudowny, słoneczny, lanoponiedziałkowy dzień, ruszylismy na trasę. Poszło nawet sprawniej niż myslałem i po chwili wszystkie formalnosci zostały zrobione. Miejsce odwiedzone z Nannette, Freneyem i Yabayem podczas świątecznego wypadu w Beskidy. Dzieki za kesza :)