Jakoś tak wyszło, że byłem niedaleko wracając z Wisły, więc zahaczyłem. Spacer po błocie, skok przez jakąś rzeczkę i dotarłem:) Kaczek było w okolicy faktycznie sporo, za to w keszu nie ma ołówka. Uratował mnie jeden z fantów - na szczęście pisał ;-)