Logs Samotna Pani Grozy czyli Torpedowaffenplatz Hexengrund
30x
1x
8x
21x Galerij
2025-09-22 17:25
coosiek
(
5205)
- Gevonden
Od czego by tu zacząć... Był czerwiec 2017 roku i wspólnie z KT&SL oraz Lilandem, zachęceni poprzednimi ekstremalnymi, gdyńskimi keszami wyruszyliśmy na podbój torpedowni. Zabraliśmy ze sobą kupione wcześniej kapoki, dmuchane pontony, linę i wyruszyliśmy srebrnym Fiatem Punto II z południa na północ Polski. Droga się nawet nie ciągnęła, bo jechaliśmy podekscytowani. Po dotarciu przed bloki na Babich Dołach udaliśmy się z całym ekwipunkiem na plażę. Po chwili ukazała nam się tajemnicza, niedostępna Samotna Pani Grozy. Tak samo enigmatyczna jak za każdym razem, gdy tylko ją widziałem. Na plaży rozłożyliśmy nasz majdan i zaczęliśmy pompować nasze dwuosobowe pontony, potem wkładać różne potrzebne rzeczy w strunówki, żeby nie zamokły, a na koniec włożyliśmy kapoki i ruszyliśmy w nieznane. Nikt z nas wcześniej nie pływał pontonem, a tym bardziej na otwartym morzu. Żwawo wiosłowaliśmy i nawet nam to wychodziło. Po minięciu falochronów zaczęło nami trochę bujać, ale morze było dość spokojne. Ręce zaczęły nas boleć, ale byliśmy coraz bliżej celu. Po kilku minutach spokojnego płynięcia dotarliśmy na tyły torpedowni. Ekscytacja szybko minęła i zaczęła przeradzać się w strach. Za każdym uderzeniem pontonu o ścianę budowli następowała chwila ciszy i czekanie czy nie lecą bąbelki od potencjalnie powstałej dziury. Mało tego, w tym wszystkim nie umieliśmy ogarnąć jak na nią w ogóle wejść. Dotychczasowej blachy, która pomagała wejść już tam nie było. Myśleliśmy co robić, a w międzyczasie fale skutecznie uderzały naszymi pontonami o torpedownię. Ból w sercu narastał, ale mogła zapaść tylko jedna decyzja - powrót na plażę. Każdy z nas mógł tylko "pogłaskać" Samotną Panią Grozy i nikomu nie było dane jej ujarzmić. Po bezpiecznym dotarciu na plażę w każdym z nas było rozczarowanie, a zarazem zadowolenie, że wróciliśmy cali. Nie ma co ukrywać, że pomysł z dmuchanymi pontonami był totalnie nieodpowiedzialny, ale kto o tym myślał, gdy w grę wchodziła taka pełna ekscytacji przygoda. Postanowiliśmy, że jeszcze kiedyś spróbujemy, ale bardziej przygotowani. I tak mijały lata, czasem któremuś z nas udało się pooglądać torpedownię z plaży, ale nikt nie podejmował prób, żeby może ponownie spełnić marzenie.
Pewnego czerwcowego dnia, mroczna Matka Założycielka niezdobywalnego dla mnie jej morskiego kesza napisała do mnie w sprawie reaktywacji jednej z moich skrzynek. Od słowa do słowa i tak wyszło, że jeśli morze pozwoli to będę mógł spełnić swoje marzenie i zaliczyć Torpedowaffenplatz Hexengrund. Oczy mi się zaświeciły i zrobiły się wielkie jak 5 złotych. Musiałem tylko zdobyć wszelkie zgody i pozwolenia od żony. Po wielu tygodniach ciężkich pertraktacji udało się! Mogłem zacząć planować wyjazd. Skontaktowałem się z Don Vito, który wyraził chęć do eskapady na północ i od tego momentu planowaliśmy już wszystko we dwóch. Potencjalnie możliwe dni zostały wybrane, skonsultowane ze wszystkimi zainteresowanymi i pozostało tylko czekać na dogodne warunki pogodowe
Wreszcie udało się i zaplanowany 22 września zapowiadał się pogodowo dobrze więc dzień wcześniej z samego rana, spakowani, wyruszyliśmy. Podróż dłużyła nam się z powodu zbierania po drodze różnych keszyków, ale około 15:00 zameldowaliśmy się w Trójmieście. Dalej już tylko keszowanie i odliczanie do poniedziałkowego płynięcia.
Nocą padał deszcz, rano kropiło. Byliśmy przejęci czy uda nam sie wypłynąć. Na szczęście z biegiem dnia pogoda zaczęła się stabilizować. Deszcz odszedł w nieznane, wiatr się uspokoił i po 15 wyjechaliśmy z Sopotu do Gdyni. Podróż trwała prawie godzinę choć nie było dużo kilometrów do pokonania. Za to pokonały nas gdyńskie korki więc trochę pozwiedzaliśmy boczne uliczki, żeby maksymalnie skrócić czas dojazdu na Babie Doły. Po tym jak dojechaliśmy na parking udaliśmy się na plażę. Tam czekali już na nas LadyMoon, Charon, ich sympatyczne zwierzaki oraz w oddali ona czyli Samotna Pani. Tak samo majestatyczna jak zawsze. Padło, że pierwszy z Charonem płynę ja więc ubrałem kapok, zabrałem niezbędne rzeczy spakowane w strunówki do plecaka i wypłynęliśmy. Morze było spokojne, o wiele spokojniejsze niż kilka lat temu, gdy płynąłem pontonem. Nie wiem ile minut upłynęło, ale wraz ze zbliżaniem się do torpedowni rosła we mnie ekscytacja. Czy tym razem się uda?
Zacumowaliśmy. Także już byłem kolejny etap do przodu. Wejście okazało się dużo łatwiejsze niż kiedyś, bo poprzednicy pozostawiali liny, które znacząco ułatwiły cały proces wejścia. Dodatkowo mieliśmy drabinę, tzn. Charon miał
Wszedł na górę, przymocował ją więc wchodząc po niej na torpedownię czułem się jakbym szedł po czerwonym dywanie. Postawiłem na górze pierwsze kroki i nie mogłem uwierzyć, że w końcu mi się udało. Marzenie, które z czasem gdzieś tam się chowało udało się zrealizować! Po wejściu głębiej napisałem żonie smsa, że żyję i że już 50% celu zrealizowane. Porozglądałem się tu i tam, znalalelm kesza, pochodziłem, porobiłem zdjęcia. 15-20 minut łażenia po obiekcie, który przez tyle lat był niedostępny. Czas leciał bardzo szybko, a chciałoby się być tam jeszcze dłużej. Słońce coraz bardziej zachodziło, a przecież na swoją szansę czekał jeszcze na plaży Don Vito. Z wielką niechęcią, ale zarazem dużym zadowoleniem zacząłem żegnać się ze zdobytą Samotną Panią Grozy. Zeszliśmy po drabinie na dół i udaliśmy się w stronę plaży. Po drodze mieliśmy jeszcze znaleźć Krakena, ale szukaliśmy z złym miejscu. Dopiero potem, gdy Don Vito wracał z Charonem z torpedowni to podpłynęli w prawidłowe miejsce i okazało się, że Kraken odpłynął do Posejdona. W każdym razie po powrocie na plażę czułem mega ulgę, że wróciłem cały i zdrowy, a także mega zadowolenie z tego, że w końcu mi się udało.
Bardzo dziękuję LadyMoon oraz Charonowi za to, że poświęcili swój wolny czas po to, żeby jakiś coosiek z drugiego końca Polski mógł zrealizować to co wydawało mu się niemożliwe.
Jakbym mógł to dałbym z 10 gwiazdek, ale system ogranicza mnie do jednej :D
Polecam każdemu kto chce przeżyć fajną przygodę, zdobyć coś niezdobywalnego, ale na pewno nie rekomenduję tego przy pomocy pontonu!