Zupełnie niespodziewanie trafił mi się nocny kurs do Warszawy, a że powrót wypadł tuż obok kesza to nie sposób było go ominąć. Do atrybutu z księżycem zastosowałem się zatem w 100%, ale niestety nie miałem żadnego pisadła i, mam nadzieję autorka wybaczy, musiałem ratować się fotologiem z neonem w tle.
Dzięki za kesza!