Wpisy do logu (SSW39) ZAMEK GYMES
1x
0x
0x
2024-10-05 09:40
A walon
(
3066)
- Znaleziona
05 października 2024 09:40 ZAMEK GYMES
To miał być kolejny, typowy wypad na kolejne ruiny zamku. A wypełniła go niesamowita niespodzianka. Ale po kolei. Najpierw REKOMENDACJA - po drodze sama się wytłumaczy.
Zaplanowana trasa okrężna - to był strzał w dziesiątkę, znaczy w niespodziankę. Na początek spotkanie z królową polskich płazów, przepiękna, kolorową, ale i wredną - salamandrę plamistą. Rok temu pierwszy raz w Beskidzie Małym spotkana na żywo, poruszała się jak żółw - pozowała, czarna, aksamitną skóra, aż chciało się pogłaskać. Grzybiarze z Beskidów mówią, że jak to zrobisz, będziesz miał potem wyrzuty - na skórze, piecze i babrze się ze dwa tygodnie. Zasada: jak małe zwierzę kolorowe nie ucieka - trzymaj się od niego z daleka. Ciotka googla podpowiedziała ciekawostkę, że salamandry mogą rozmnażać się przez ampleksus: mniejszy samiec wchodzi na większą samicę, zaciska mocno na niej łapki - jak go wtedy podniesiesz, on samicę do góry uniesie - 'nie robi sobie jaj', on jaja z samicy wyciska, polewa plemnikami i koniec roboty. Taki sobie wybrał sposób prokreacji. I nie wie, co traci (^_~).
Druga niespodzianka: droga na zamek miała być wygodna, a rozjechana, że trzeba iść lasem, a tam jeszcze większe utrudnienie: grzyby; dziś wysypały się prawdziwki - super niespodzianka.
Keszu zgrabny, nie taki duży jak średniowieczne zamczyska, ale trzeba się namanewrować, by go wydostać. To żadna niespodzianka - do tych cudeniek już przywykłem.
100-200 m dalej niespodzianka rezerwatowa: las płotem ogrodzony, bramka wejściowa rozkraczona, napisy, że zakaz wstępu - teren chroniony. Konsternacja. Nie, nie wracam, jaka bramka taka ochrona, zresztą jest szlak turystyczny, a ostatecznie udam greckiego: 'den katalaveno'.
Na początek, jak w starym ścisłym rezerwacie, wstkie upadłe drzewa leżą w poprzek ścieżki - to przedzieranie się, prawie jak przez makię. 400-500 m ta największa!!! Najpierw łupina - rozpoznaję co to, kłuje jak ogon mrówkojada. To nie możliwe, do końca grudnia daleko, a do Krety i krajów śródziemnomorskich jeszcze dalej. Potem zaskoczenie na tle nieba - to one. I z bliska - nie ma żadnych wątpliwości, takie małe, czyli dzikie. No tak, bo wszystkie rosną na odrostach ściętych starych drzew. A najlepsze są pieczone, w starym porcie w Rethimno na Krecie, u starego Kreteńczyka - prawdziwego, autentycznego.
A to jedna z dwóch największych niespodzianek: KASZTANY JADALNE w górach Słowacji w lesie.
Ta druga najwięka - załamująca - ujawniła się jeszcze przed opuszczeniem rezerwatu. Kilka terenówek, ognicho z rusztem, baniaki z wodą, kuchnia, prysznic i toaleta jak na kempingach, wielka płachta rozwieszona między drzewami - przed deszczem. Poszedłem zapytać o kasztany. Oni ten ogrodzony las na miesiąc wynajęli. Tu biwakują, siedzą, śpiewają, swojaczka chuchają, grzyby suszą i kasztany zbierają. A tak się z nimi gadało, że do ogniska na chuchanie myśliwskie zaprosili. I jak tu się nie załamać! W drodze keszbrykiem, już w niedoczasie, do końca geościeżki daleko - podziękowałem. Lekka konsternacja, nie obrazili się- widzieli z jakich krzaczorów i z jakiego (zamkowego) kierunku przybyłem. Ale lekkie zdziwko było. A na solidnej bramie wyjazdowej napis 'Prodej'. To jeśli to rezerwat to komercyjny. Chroni przed tymi, co rezerwatu nie wynajęli.
Ostatnia niespodzianka: słowaccy grzybiarze, co opieńki zbierali. Podszedłem, by zapytać, jak je nazywają: 'bydła jidla'. Chciałem im pomóc i wskazać dopiero co minięte pole dorodnych okazów, a oni... tylko młodzutkie zbierają. Każdy poradnik grzybiarza zasadę głosi: nie zbieraj młodych okazów bo długo ich nie przeżyjesz. A ci Słowacy to robią od lat. No tak, widziałem gdzieś na Słowacji wysmukłe słoiki, z upchanymi grzybami z całymi, długimi nogami i kapeluszami (prawie jak kropidlaki). Wyglądały na marynowane. Jak to wszystko przeżuć i przeżyć.
A jak tu nie dać REKOMENDACJI. No tak, można tylko raz.
T4TC