Kolejny keszowy dzień niekończącego się urlopu ;). Do kesza podchodziłem z dwóch stron i w końcu od południa się udało. Fajne wyzwanie z wdrapywaniem, fajna makieta, trochę już nadgryziona zębem czasu. W keszu powódź po wieczko, aż się wierzyć nie chce jak można tak wodą napchać :). Wysuszyłem, dałem nowy logbook I strunówke. Z poprzednich wpisów widzę że na wiele się to niestety nie zda. Klipsiak wewnątrz robi dobrą robotę. Dzięki za pokazanie miejsca i ukrycie kesza.