W dzisiejsze późnoniedzielne popołudnie stwierdziliśmy z Mikasem, że wybierzemy się na pozostałe okoliczne kesze. Jak przez cały dzień nie padało, tak akurat na początku naszej wyprawy z ciemnych chmur luneło deszczem, więc zostaliśmy niejako przegnani i koniec końców zaliczyliśmy tylko dwa miejsca. Duży niedosyt na dziś, ale wszystko jest do nadrobienia.
Tutaj: ciekawe dojście do kesza, aż przypomniały mi się przeciski w Błędnych Skałach, ale na szczęście jeszcze nie musimy nic wciągać w takich sytuacjach

Niczego nie zabrałam ani nie zostawiłam, bo Mikas wypatrzył światło przez dziurę w ścianie i głosy dochodzące z garażu, więc już woleliśmy nie szeleścić. Dzięki za kesza!