Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy

 Wpisy do logu Wehikuł Czasu z Hebrondamnitz    {{found}} 22x {{not_found}} 0x {{log_note}} 4x Photo 21x Galeria  

4135904 2023-01-07 19:00 rekomendacja LadyMoon (user activity5467) - Znaleziona

Opis później, bo muszę się zastanowić i mieć wenę, ale gwiazdkę już teraz mogę przyznać za wspólne z Charonem zmagania z tym keszem. Świetnie przygotowany.

Długo się zastanawialam, co tu opisać, bo najróżniejszych historii w moim życiu i tych, które znam jest całe mnóstwo, ale bo długich bojach myślowych zdecydowałam się opisać dwie ciekawostki historyczne.

Historia nr 1

Historia ta, wydarzyła się w 2019 roku, podczas mojego wyjazdu.

Z wiadomych względów nie podaję tutaj nazw miejscowości ani żadnych charakterystycznych szczegółów.

Byliśmy na wyjeździe we trójkę, ja oraz pan X i pan Y. Zwiedzaliśmy pewne obiekty, ukryte w środku lasu. Jest to miejsce raczej odwiedzane przez turystów, gdyż jest oznaczone na mapach i nie jest obecnie jakąś specjalną tajemnicą ( choć kiedyś niewątpliwie nią było). Ja to miejsce już znam od dawna, od jakichś 20 lat, bo kiedyś już tu bywałam, teraz była po prostu jedna z moich kolejnych wizyt a panowie też jeszcze wszystkiego nie widzieli, toteż sobie pozwiedzaliśmy. Panowie byli ubrani "normalnie" natomiast ja jak to ja - oczywiście spodnie moro. I te moje spodnie moro najprawdopodobniej przyczyniły się tego, co sie wydarzyło tego dnia.

W zasadzie nasz pobyt dobiegał końca. Dochodziliśmy już do miejsca, gdzie stały zaparkowane nasze auta i to były ostatnie minuty naszego wyjazdu. Za chwilę mieliśmy się pożegnać i rozjechać każdy w swoją stronę, my z Panem X w jednym kierunku a Pan Y do siebie. I gdy staliśmy już przy autach nagle podeszło do nas kilkoro osób. Przewodniczył im starszy pan a reszta osób to była kobieta, mężczyzna, dziecko i dwóch młodych chłopców. Ot, rodzinka zapewne na wczasach;)Starszy pan z zaciekawieniem spojrzał właśnie na moje spodnie i zaczął rozmowę. Zapytał czy wiemy gdzie tutaj jest potężny obiekt z wielkim wejściem pod ziemię? I wspomniał, że podejrzewa po naszym ( znaczy się moim;)) wyglądzie, że jesteśmy eksploratorami, więc zapewne znamy wszelkie tajemnice, jakie kryją się na tym terenie.

Zdziwieni odparliśmy, że tam zaraz obok są te słynne obiekty, do których każdy tu przyjeżdża. 

Ale starszy pan ( nazwijmy go "dziadek") przerwał nam mówiąc, że to nie o te obiekty chodzi, tylko o jeszcze inny obiekt, gdzieś tu w rejonie, do którego ów dziadek w połowie lat 90 wjeżdżał ciężarówką ZIŁ głęboko pod ziemię i chciałby teraz po tylu latach sobie przypomnieć i pokazać wnukom to miejsce. Mi aż się oczy zaświeciły, bo co jak co, ale o takich cudach na tym terenie to ja nie wiedziałam... Zapomnieliśmy, że mieliśmy wracać już do domów i natychmiast zaczęliśmy " ciągnąć dziadka za język" a za chwilę zaproponowaliśmy rekonesans terenowy w poszukiwaniu tegoż obiektu. Dziadek, pomimo iż od tamtych wydarzeń minęło 25 lat, doskonale pamiętał szczegóły

I im bardziej przypominał sobie i opowiadał, jak obiekt wyglądał, tym bardziej nam wyobraźnia rozgrzewała się do czerwoności.

Tak więc z opisu dziadka wyglądało to tak: z szosy zjeżdżało się w leśną drogę, teren był obniżony i nieco podmokły. Po kilkuset metrach droga zakręcała i na jej końcu stał ogromny obiekt z wielkim wjazdem, jakby magazyn. Dziadek był wówczas z kolegą ( który obecnie już nie żyje, więc dziadek nie może dopytać o szczegóły), jechali ciężarówką ZIŁ. Wjazd był na tyle wielki, że wspomniany ZIŁ wjechał tam bez trudu. Nie mieli latarek, a wjazd prowadził w dół, w czeluść. Po przejechaniu iluś metrów postanowili się jednak wycofać. Bali się tego ogromnego i nieznanego obiektu, a jednocześnie byli bardzo ciekawi, co to jest i do czego służy. Jednak rozsądek zwyciężył.

Po wycofaniu się i opuszczeniu terenu nigdy więcej dziadek już tam nie zaglądał. Teraz, po 25 latach, chciał pokazać wnukom to miejsce, ale niestety nie mógł go odnaleźć w terenie i stąd prośba do napotkanych ludzi, czyli nas, o pomoc w odszukaniu. Odpaliliśmy mapy, również lidar i rozpoczęły się "burze mózgów", gdzie to może być. Analizowaliśmy każde słowo dziadka opisujące obiekt i dojazd do niego i usiłowaliśmy dopasować do mapy. Wytypowaliśmy wkrótce dwa główne, podejrzane miejsca, jedno wytypował Pan Y, drugie ja. Ruszyliśmy zatem w teren. Na pierwszy ogień poszło miejsce nr 1 czyli miejsca Pana Y. Miejsce okazło się nieco upiorne i podmokłe. Było to jakieś rozlewisko. Rosły tam tajemnicze, stare drzewa oraz leżało pełno starych cegieł. Potem, na spokojnie już w domu, przeanalizowałam stare niemieckie mapy Messtischblatt, z których wynikło, iż stały tam niegdyś budynki ( możliwe, że jakiś młyn lub gajówka). Wspomnianego gigantycznego obiektu nie było nigdzie widać. Jednakże po analizie terenu, doszliśmy do wniosku, że to raczej nie jest to miejsce i ruszyliśmy na moje. Moje miejsce w/g mnie rokowało pomyślnie. Terenowo jakby się zgadzało z opisem dziadka, tyle tylko, że oczywiście żadnej drogi odchodzącej z szosy nie było, jak również po przejściu kilkuset metrów lasem nie natrafiliśmy na żaden obiekt a moim zdaniem na sztucznie usypaną górkę. Wtedy zrozumieliśmy, że tego obiektu tak łatwo nie znajdziemy, gdyż najprawdopodobniej został on zlikwidowany lub zasypany itp. No to w takim razie musimy przeszukać górki, bo zapewne któraś z nich skrywa nasz obiekt. Górki, owszem, były bardzo ciekawe, jedna nawet miała wodę na szczycie, ale nie zgadzało się to z resztą opisu dziadka. Biegaliśmy wtedy po lesie, rozemocjonowani i w szale poszukiwań, ale niestety... nie było to takie proste i kiedy już nam się wydawało, że jesteśmy blisko rozwiązania zagadki - okazywała się pudłem. 

Dzień się zbliżał ku końcowi, my dawno mieliśmy już rozjechać się do domów a tymczasem szukaliśmy po lesie obiektu, którego nie mogliśmy znaleźć. Po kilku godzinach ganiania po lesie zdecydowaliśmy się zakończyć poszukiwania na dzień dzisiejszy i pożegnać się z naszymi nowo poznanymi współposzukiwaczami, zwłaszcza że dziecko, które było z nimi zaczęło już marudzić i wszyscy byli już po prostu zmęczeni. Pożegnaliśmy się ładnie z dziadkiem, podziękowaliśmy mu za niesamowitą tajemnicę, jaką nam powierzył i ruszyliśmy już do domu, bo droga daleka. 

Pan Y podjął decyzję, iż nie wraca jeszcze do domu, a zostaje tutaj w terenie z 1 lub 2 dni i jeszcze poszwęda się po tych lasach, a nóż widelec może coś odnajdzie. I został. 

Ja i Pan X opuściliśmy teren. Po drodze do domu miałam w głowie jedno wielkie kłębowisko myśli, bo takie sytuacje jak ta, nie zdarzają się na codzień. 

Na drugi dzień na spokojnie zdzwoniłam się z Panem Y i podsumowaliśmy sobie to, co wydarzyło sie dzień wcześniej. Już wtedy na chłodno, bez emocji doszliśmy do wniosku, że tego obiektu po prostu nie ma i zapewne nie było a pamięć starszemu Panu zapewne płata figle i coś mu się pomieszało przez te lata. Zapewne wjeżdżał do tych obiektów, które stoją po dziś dzień w lesie i są ogólnodostępne. Zresztą pan Y też na spokojnie jeszcze analizował teren, miał sporo czasu na to i jego poszukiwania nie przyniosły pożądanych rezultatów. Podjął więc decyzję o powrocie do domu. 

Następnego dnia myślałam, że już dawno wrócił do siebie, ale gdy otrzymałam od niego telefon, mój świat zawirował jeszcze bardziej. Zaczął rozmowę od słów: " Lady ? Jeśli stoisz to lepiej usiądź "

No to usiadłam, bo to co chwilę później usłyszałam przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.

Otóż pan Y, gdy już był przy aucie i chwilę później miał już wyjeżdżać, na słynny już parking zajechało auto. Pełno samochodów tu przyjeżdża zwiedzać obiekty, więc nie budzi to już niczyjego zdziwienia. Z auta wysiadł mężczyzna oraz para starszych osób. Starsi państwo poszli w las a mężczyzna został przy samochodzie. Pana Y coś tknęło. Podszedł do niego i zapytał po prostu wprost, czy ów pan cokolwiek wie o istnieniu obiektów ( tych z opisu dziadka). Mężczyzna odparł - ku wielkiemi zdziwieniu pana Y - że wie i że może spokojnie potwierdzić, że istniał tutaj taki obiekt i to nawet nie jeden. Mało tego, powiedział również - nieco ciągnięty za język przez pana Y - że osobiście maskował owe obiekty pod koniec lat 90 i sadził na nich las, który obecnie już jest bardzo ładny i dorodny. Droga dojazdowa z szosy również została zaorana i zasadzony został na niej las.

Pan ( nazwijmy go "maskownik" ) oczywiście nie zdradził dokładnej lokalizacji obiektu, ale to, co powiedział, wystarczyło, aby nas upewnić, że to, o czym opowiadał dziadek, jest najprawdziwszą prawdą.

I tak oto w ten sposób staliśmy się posiadaczami tajemnicy największej z tajemnic. 

Odbyliśmy jeszcze później kilka wizyt w tamten rejon, choć już nie w pełnym składzie, i moje miejsce wciąż wzbudza we mnie emocje, lubię tam przebywać, bo za każdym razem odkrywam tam coś nowego. 

Technicznie, żeby odkryć tą tajemnicę, trzeba byłoby użyć ciężkiego sprzętu, gdyż samą łopatą nie jest możliwe odkopanie choćby skrawka tej górki ( znaczy można, ale trzebaby kopać chyba nieustannie przez co najmniej tydzień) a jak wiadomo - jest to gęsto porośnięty las i żeby jakakolwiek koparka mogła tam wjechać - należałoby wyciąć uprzednio drogę dojazdową, nie mówiąc już o niemożliwym do uzyskania pozwoleniu od LP na kopanie koparką w lesie. Zresztą, nie po to ukrywali te obiekty, zakopywali, zasypywali i sadzili na nich las, aby ukryć je przed światem, żeby teraz nagle zgodzić się na ich odkrycie. Obiekty te z pewnych względów mogą stanowić również niebezpieczeństwo i w niczyim interesie ( poza oczywiście nami;)) a tym bardziej LP , nie jest ich odkrywanie. 

My wiemy, gdzie mniej więcej one są, ja wiem, gdzie jest moje "podejrzane" miejsce i żyjemy z tą wiedzą, choć się czasem zastanawiam, dlaczego właśnie los tak sprawił, że to my zostaliśmy wybrani na powierzenie nam tej tajemnicy. Może jednak kiedyś uda się ją w jakiś sposób odkryć?

Nie ukrywam, że odkrycie tego obiektu byłoby precedensem na skalę niemal globalną, a już samo wejście do niego byłoby marzeniem chyba każdego eksploratora i miłośnika podziemnych obiektów.

A może przyjdzie taki moment, że będziemy mogli i chcieli przekazać tą tajemnicę potomnym?

A jak nie lub nie będą zainteresowani to najzwyczajniej w świecie zabierzemy ją na tamten świat i do grobu pod ziemię,  ale póki co, to właśnie ziemia skrywa tą wielką tajemnicę i niechętnie chce ją nam ujawniać. 

A mało kto wie, stąpając leśnym runie tamtejszych lasów, co niesamowitego kryje się pod jego powierzchnią :)

The end.

P.S Miejsce to nie znajduje się na obszarze Riese czy Gór Sowich i ma z nim nic wspólnego. Bo ktoś, kto interesuje się tajemnicami tego typu od razu może pomyśleć, iż wydarzenia opisane wyżej miały miejsce właśnie tam, bo tam jest wciąż mnóstwo nieodkrytych i niezbadanych podziemi, do których można było niegdyś wjechać. Miejsce to również nie ma nic wspólnego z żadnym zamkiem, a tym bardziej dolnośląskim, gdzie również często się słyszy, że niegdyś "wjeżdżały ciężarówki pod ziemię ". Żeby było ciekawiej, miejsce jest w północnej Polsce ;)

Historia nr 2 - wkrótce...

Ostatnio edytowany 2023-04-26 10:24:57 przez użytkownika LadyMoon - w całości zmieniany 2 razy.