Jabłkiem z pobliskiej dorodnej jabłoni się posiliwszy ruszyłam na spacer po dzikim parku. Wioskę dalej Monter dostał swoje 5 minut na załatwienie potrzeb a Lu szansę na pojedynek z keszem. Oczywiście poległa na całego, nie jestem Francuzką co mięczaki z kilometra wyczuje. Dziękuję!