Miały być dziś tylko dwa kesze na GC, ale coś mnie podkusiło (coś=6km do kordów następnego kesza) i wyszła prawie 60km
wycieczka rowerowa.
Nie wiem gdzie i co yurrasy wciskały w murek, ale raczej nie kesza, bo leżał sobie ot tak i odłożyłem tak, jak znalazłem. Raczej mało prawdopodobne aby ktoś znalazł niechcący, bo nawet trawy się tam nie kosi..
Ostatni kesz na dziś i pędem do domu, bo daleko a na burzę się zbierało (ulewę przetrwałem w Malni pod mostem biegnącym nad A4 ;D)