W końcu zmobilizowałem się do wypadu na Kostrzyn - do tysiąca trzeba dobić z przytupem ;). Tu to prawie zawału dostałem - podchodzę sobie spokojnie do pozostałości Księżniczki, a tu zza pleców nagle do lotu zerwał się chowający się w krzaczorach ptaszor... Z keszykiem bez problemu - wszystko na miejscu, latem jak roślinność odbije pewnie będzie trochę trudniej.