Nie było łatwo. Za pierwszym razem kosiarze kosili trawę na potęgę. Odpuściliśmy. Teraz na powrocie akurat po mszy. Stoją, pogaduszki uskuteczniają. Trzeba było poczekać. W końcu wyciągamy kesza - i myśl - jak będziemy się tłumaczyć jak wyjdzie ksiądz i zobaczy nas z TYM keszem w ręce? Na szczęście udało się, dzięki :-)