GPS mi nie działał, więc pojechałem na czuja mniej więcej tam, gdzie mapa pokazywała. Podpowiedzi oczywiście nie przeczytałem, bo to robię jedynie w ostateczności. No i jakże byłem szczęśliwy, że mój keszerski węch zaprowadził mnie prosto do skrytki. Kesz jest, żyje i ma się dobrze. Miłe zwieńczenie dzisiejszej trasy rowerowej z Pieszyc do Krapkowic. Dzięki!