Wpisy do logu Malborskie Krzyżaki #25 75x 0x 0x 1x Galeria
2020-09-13 07:48 Badzia Gadzia - (BG) (13034) - Znaleziona
Nikt jednak nie zajmował miejsca przed księżną, ona zaś, siadłszy w pośrodku, kazała Zbyszkowi i Danusi usiąść naprzeciw przy sobie, a potem rzekła do Zbyszka:
- Słuszna, abyście jedli z jednej misy z Danusią, ale nie przystępuj jej nóg pod ławą ani też trącaj ją kolany, jak czynią inni rycerze, bo zbyt młoda.
Na to on odrzekł:
- Nie uczynię ja tego, miłościwa pani. chyba za dwa albo za trzy roki, gdy mi Pan Jezus pozwoli ślub spełnić i gdy ta Jagódka doźrzeje: a co do nóg przystępowania, choćbym i chciał - nie mogę, boć one w powietrzu wiszą.
- Prawda - odpowiedziała księżna - ale miło wiedzieć, że przystojne masz obyczaje.
Po czym zapadło milczenie, gdyż wszyscy jeść poczęli. Zbyszko odkrawał co nąjtłustsze kawałki kiełbasy i podawał je Danusi albo jej wprost do ust je wkładał, ona zaś rada, że jej tak strojny rycerz służy, jadła z wypchanymi policzkami, mrugając oczkami i uśmiechając się to do niego, to do księżnej.
Po wyprzątnięciu mis słudzy klasztorni poczęli nalewać wino słodkie i pachnące - mężom obficie, paniom po trochu, lecz rycerskość Zbyszkowa okazała się szczególnie wówczas, gdy wniesiono pełne garncówki przysłanych z klasztoru orzechów. Były tam laskowe i rzadkie podówczas, bo z daleka sprowadzane, włoskie, na które też rzucili się biesiadnicy z wielką ochotą, tak że po chwili w całej izbie słychać było tylko trzask skorup kruszonych w szczękach. Lecz na próżno by kto mniemał, że Zbyszko myślał tylko o sobie, albowiem wolał on pokazywać i księżnie, i Danusi swoją rycerską siłę i wstrzemięźliwość niż łapczywością na rzadkie przysmaki poniżyć się w ich oczach. Jakoż, nabierając co chwila pełną garść orzechów, czy to laskowych, czy włoskich, nie wkładał ich między zęby, jak czynili inni, ale zaciskał swe żelazne palce, kruszył je, a potem podawał Danusi wybrane spośród skorup ziarna. Wymyślił nawet dla niej i zabawę, albowiem po wybraniu ziarn zbliżał do ust pięść i wydmuchiwał nagle swym potężnym tchem skorupy aż pod pułap. Danusia śmiała się tak, że aż księżna z obawy, że się dziewczyna udławi, musiała mu nakazać, by tej zabawy zaniechał, widząc jednak uradowanie dziewczyny, spytała:
- A co, Danuśka? dobrze mieć swego rycerza?
- Oj! dobrze! - odpowiedziała dziewczyna.
A potem, wyciągnąwszy swój różowy paluszek, dotknęła nim białej jedwabnej jaki Zbyszkowej i cofając go natychmiast, zapytała:
- A jutro też będzie mój?
-1 jutro, i w niedzielę, i aż do śmierci - odparł Zbyszko. Wieczerza przeciągnęła się, gdyż po orzechach podano słodkie placki pełne rodzynków. Niektórym z dworzan chciało się tańcować; inni chcieli słuchać śpiewania rybałtów lub Danusi; ale Danusi pod koniec poczęły się oczka kleić, a główka chwiać w obie strony; raz i drugi spojrzała jeszcze na księżnę, potem na Zbyszka, raz jeszcze przetarła piąstkami powieki - i zaraz potem, oparłszy się z wielką ufnością o ramię rycerzyka - usnęła.
- Śpi? - zapytała księżna. - Ot, masz swoją "damę".
- Milsza mi ona we śnie niżeli inna w tańcu - odrzekł Zbyszko, siedząc prosto i nieruchomie, by dziewczyny nie zbudzić.
Ale jej nie zbudziło nawet granie i śpiewy rybałtów. Inni też przytupywali muzyce, inni brząkali do wtóru misami, lecz im gwar był większy, tym ona spała lepiej, z otwartymi jak rybka ustami.
Zbudziła się dopiero, gdy na odgłos piania kurów i dzwonów kościelnych wszyscy ruszyli się z ław, wołając:
-Na jutrznię! na jutrznię!
- Pójdziem piechotą, na chwałę Bogu - rzekła księżna. I wziąwszy za rękę rozbudzoną Danusię, wyszła pierwsza z gospody, a za nią wysypał się cały dwór.
Noc już zbielała. Na wschodzie nieba widać było leciuchną jasność, zieloną u góry, różową od spodu, a pod nią jakby wąską, złotą wstążeczkę, która rozszerzała się w oczach. Od zachodniej strony księżyc zdawał się cofać przed tą jasnością. Czynił się brzask coraz różowszy, jaśniejszy. Świat budził się mokry od obfitej rosy, radosny i wypoczęty.
- Bóg dał pogodę, ale upał będzie okrutny - mówili dworzanie książęcy.
- Nie szkodzi - uspokajał ich pan z Długolasu - wyśpimy się w opactwie, a do Krakowa przyjedziem pod wieczór.
- Pewnikiem znów na ucztę.
- Co dzień tam teraz uczty, a po połogu i po gonitwach nastąpią jeszcze większe.
- Obaczym, jako się pokaże rycerz Danusin.
- Ej, dębowe to jakieś chłopy!... Słyszeliście, co prawili o onej bitwie samoczwart?
- Może do naszego dworu przystaną, bo się jakoś między sobą naradzają.
A oni rzeczywiście się naradzali, gdyż starszy. Maćko, nie był zbyt rad z tego, co zaszło, idąc więc na końcu orszaku i przystając umyślnie, by swobodniej pogadać, mówił:
Asysta przy zakładaniu. Jak obiecałem tak robię i tak chyba jeszcze jestem w lekkim szoku