Nie potrafię się pozbierać po tym weekendzie. Bylo jak zwykle wspaniale. Pogoda dała nam popalić, ale nie poddaliśmy się - zaliczone po raz kolejny Mirów, Bobolice, Ogrodzieniec, Birów i po raz kolejny raz te same kesze tylko po raz kolejny w innym składzie, ale... kto powiedział że nie można? Ważne że było wesoło. Imprezy wieczorne nieocenione i będzie co wspominać również dzięki Cichemu i jego gitarze oraz Miklobitowi i jego gadżetom. Serdecznie dzięki Freneyowi za "wożenie się" całą sobotę oraz całemu sobotniemu składowi za świetną zabawę na jurajskich szlakach. Skoro już wiek i kondycja nie pozwala mi na zamykanie imprez
to chociaż zlot zamknęłam i wraz z Meghan, Cebulką i Sebkiem jako ostatni z płaczem opuściliśmy Podlesice wieczorową porą. Pozdrawiam wszystkich. Było cudownie.