Nikt nie mówił, że będzie lekko. Więc przedzierałem się przez pokrzywy do ramion (niepotrzebnie, bo z drugiej strony jest ścieżka), byłem dawcą krwi dla komarów, a na koniec zgubiłem kłujkę. Mimo takiego poświęcenia skrzynka nie została znaleziona. GPS tańczy tu oberka, a zdjęcia robione wiosną nijak nie przypominają obecnego stanu krzaków. Może następną razą...