Poszło od strzału, a przygotowałem się na dłuższą akcję, po mojej poprzedniej próbie rok temu w starej miejscówce. Tym razem wyposażyłem się w coś do jedzenia i picia oraz w środek na komary. Pojechałem na kordy, spsikałem się repelentem i... po minucie już miałem kesza w garści ;-)
Przygoda bardzo fajnie przygotowana. Raz... głupio się przyznać... aż odskoczyłem kiedy oczom moim ukazało się jedno takie stworzenie
Przyroda dodatkowo pomogła Założycielowi i oddelegowała kilku strażników ;-)
Co do teleturnieju, to pamiętam, że można w nim było wygrać futro, że w przerwie na reklamę przepychali samochód do innej bramki, i że leciał w niedzielę wieczorem, kiedy akurat powinienem odrabiać lekcje ;-P
Dzięki za kesza! Rekomenduję!