Szukanie skrzynek po fortach solo, kiedy na dodatek powoli ale nieubłaganie zapada zmierzch nie należy do najrozsądniejszych czynności. Ale po pierwsze no jak można oprzeć się tak pięknej pogodzie, a po drugie rower pozostawiony gdzieś hen hen daleko i to bez zabezpieczenia działa bardzo mobilizująco. Po trzecie jeszcze, te fortowe skrzynki tak blisko a wiszą wciąż jak wyrzut sumienia. Tak więc w niedzielne popołudnie przyszło mi wypuścić się na resztę niewyłapanych okolicznych skrzynek fortowych. I udało się. Bardzo fajna skrzynka. Jak tu skomentować żeby nie spojlerować. Moze powiem że po przeczytaniu wcześniejszych wpisów myślałam, że będę musiała podejmować ją na mechanika, metodą "czołganiem przez pełzanie", a tu nic z tych rzeczy. Kulturalna, na niedzielny spacer skrzynka. Nawet nie rzucało kordami, choć las wokół. Nieprzyjemna niespodzianka była tylko dopiero po otwarciu skrzynki. Otóż... zeby nie dublować wpisów poprzedników powiem tylko, że wpisanie się logbooka jest utrudnione. Włożyłam zapasowy. Po zalogowaniu i położeniu dziada na miejsce pozostało zmywać się jak najszybciej bo z przerażająco niewielkiej odległości przyglądał się moim poczynaniom...pan dzik. Kawy nie trzeba mi będzie jeszcze długo. Nie ma co, to sie nazywa przygoda. Dziękuję za pokazanie mi tego wyjątkowego miejsca i okazję do naprawdę przyspieszonego spaceru, zwłaszcza w drodze powrotnej . Pozdrawiam i do zobaczenia gdzieś na szlaku.