Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy

 Wpisy do logu Urząd Gminy Ksawerów    {{found}} 147x {{not_found}} 1x {{log_note}} 0x Photo 1x Galeria  

2958260 2018-11-10 05:25 Dombie (user activity1928) - Znaleziona

Kolano, które w okolicach ronda przeprowadziło strajk ostrzegawczy, z każdym metrem dojrzewało do decyzji o eskalacji swojego protestu. Zdecydowanie nie miało już dziś ochoty współpracować, ale ja miałem jeszcze w zanadrzu finalny argument - zdobycie ścieżki. Argument szlag trafił, kiedy okazało się, że prowadzeni przez Garmina poszliśmy prosto zamiast skręcić w lewo, w Kościuszki. Nawet zauważyłem znak drogowy do Urzędu Gminy w lewo, ale po pierwsze zabrakło mi siły przekonywania, a po drugie - znaki są przecież dla samochodów, a my walcowaliśmy "per pedes". Dopiero kiedy byliśmy niecałe sto metrów od kesza zrozumieliśmy, że jesteśmy w ślepej uliczce. Nie była ona ślepa w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale z pewnością nie prowadziła do Urzędu Gminy. Wtedy nastąpiły dwa zdarzenia. Pierwsze z nich polegało na tym, że nie wiadomo skąd pojawiła się młoda kobieta zmierzającą ewidentnie do czegoś w rodzaju zakładów mieszczących się w tym miejscu ulicy Tymiankowej. Wiedziony resztką nadziei spytałem ją głośno i wyraźnie: "Przepraszam Panię, czy tutaj jakoś można dojść do Urzędu Gminy?". A ona na to... No nic... Nie to, że spojrzała z przerażeniem i uciekła w panice wrzeszcząc "gwałciciel!". Nie, nie... NIC! Tak jakbym w ogóle nie istniał... Normalnie, poczułem się jak kolega Willis w "Szóstym zmyśle". Werrona padła ze śmiechu. Ja zresztą też, bo cała sytuacja była przekomiczna. Jednak nie zmieniało to faktu, że musieliśmy wrócić do figurki na rogu Kościuszki, a potem wykonać kolejne kilkaset metrów - tym razem już we właściwym kierunku. I to zdarzenie stało się impulsem do drugiego zdarzenia - już nie tak wesołego. A mianowicie właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że na dziś to będzie tyle. Do pociągu było jeszcze co prawda jakieś niecałe dwie godziny, ale byliśmy w czarnej dupie jeśli chodzi o szanse realizacji naszego planu. Przez chwilę poczułem się trochę jakby mnie ktoś pacnął w łeb, ale potem uświadomiłem sobie, że dzięki temu jeszcze wrócimy do Ksawerowa. Że może pojawimy się tutaj o takiej porze, w której będzie można się wprosić na herbatkę do Ojca Założyciela i że w ogóle to wokół nas efekt cieplarniany i różne inne kataklizmy, więc nie ma co się przejmować niezdobyciem ścieżki. Nie spiesząc się doczłapaliśmy się do ostatniej dzisiejszej miejscówki, znaleźliśmy co trzeba po krótkich poszukiwaniach (kolejne śliczniutkie dziś maskowanie), a potem siedliśmy sobie na ławeczce obok Urzędu Gminy i o wpół do szóstej rano w sobotę pociągnęliśmy raz jeszcze soczku jabłkowego. No dobra - tylko ja pociągnąłem, bo Werrona stwierdziła, że ona soczku o takiej godzinie nie spożywa. Siedzieliśmy sobie tam i czekaliśmy na taksówkę (zastanawiając się, czy przyjedzie ten sam pan co wcześniej - heh! dopiero by się zdziwił!) aż tu nagle z urzędu wymaszerował jakiś jegomość i ruszył w dal. Szczęki na spadły na glebę! No bo sami pomyślcie - sobota rano, jeszcze ciemno, a tu administracja pracuje! Gość bowiem sprawiał ewidentnie wrażenie administracji, a nie jakiejś ochrony, czy cuś...

I tak się zakończyła nasza wyprawa. Potem jeszcze był szybki transport do stacji w Pabianicach, no i po torach, do domu, ale to już jakby trochę poza tą historią...

Dzięki wielkie!

Wrócimy wkrótce! :)