Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy

 Wpisy do logu Lecioł pies przez łowies...    {{found}} 72x {{not_found}} 0x {{log_note}} 5x Photo 1x Galeria  

2896918 2018-09-08 20:00 ronja (user activity17093) - Znaleziona

Hello,

Śmieszny ten keszyk :)  Z chęci ochrony logbooka przed szybkim zapełnieniem zostawiliśmy wspólny wierszyk. Tu można coś dopisać "w konwencji".

OK, wyobraźcie sobie salę teatralną, wypełnioną po brzegi koneserami sztuki. Gong, przygasają światła, kurtyna podnosi się. Ciemność rozświetla punktowy reflektor, ukazujący artystę w pozie mistycznej, z rozwichrzoną fryzurą, ostrym od skupionych myśli obliczem. Po oczach widać, że wszystkie procesy kłębiące się w głowie zaraz znajdą ujście w płomiennie wygłoszonym poetyckim credo, które widzowie poniosą później do domów, na ulice, między ludzi. Świat wstrzymał oddech, artysta też, bo bąk się ciśnie po wczorajszym przechlaniu (ludzie nie wiedzą, że stąd ta mistyczna figura). Przeszło napięcie, mięśnie lekko puściły, kark nie jest tak sztywny. Artysta niczym orzeł pochyla delikatnie głowę, patrzy spod krzaczastych brwi w ciemność. Nabiera powietrza i … pierwszy rząd egzaltowanych panienek z prywatnego LO leży zemdlony pod fotelami. "Kuźwa, ale niefart" - myśli sobie artysta. Liczył, że po wszystkim da się je zaciągnąć na tzw. wieczorek poetycki przy tanim winie, a tu kicha, pogotowie zabierze wszystkie. Wynieśli je w diabły, czas kończyć tę mękę. Podnosi prawą rękę do twarzy, lewą wkłada do kieszeni marynarki (model "późny Kałużyński"). Odgarnia włosy (wytarłby nos, ale nie ma czym, więc wciągnie powietrze głęboko - ludzie pomyślą, że to taka technika oddychania, wydobywająca esencję z duszy artysty, a on po prostu pozbędzie się kłopotu, przełknie), delikatnie wibrują już mu struny głosowe (tak myśli, w rzeczywistości siarczyście chrząknął, bo wióry w gardle jak samo zło). Z widowni dobiegły odgłosy niepokoju - dzieciarnia zaczęła się nudzić. Nawiedzeni starzy, nie dość że zmuszają do free-weganizmu i miłości do tataraku, to jeszcze ciągają po dziwnych budach. A i dziadki zaczęły dziwnie dyszeć. Tak długo na bezdechu, w oczekiwaniu na ten właśnie moment. Jak tak dalej pójdzie, to poumierają, kasa będzie musiała zwrócić za bilety, a nowych spektakli nie będzie, bo kto będzie chciał nadal ryzykować zderzenie z poezją? Zza kulis dobiegło nerwowe "pssst". "Jeszcze i to, zespół taneczny przebiera nogami. Chałturnicy!" - przebiegło przez głowę. Zmęczone oczy zderzyły się z pustką intelektualną wszystkiego. "A kij z tym, trzeba kończyć i iść się napić" - nagle nabrał powietrza, wyprostował się, powiało mesjanizmem (kilka starszych pań zerwało się, stojąc jak słup soli z zaciśniętymi przy ustach dłońmi), spojrzał i z najpierw z prędkością karabinu maszynowego wyrzucił: "Lecioł pies przez łowies, a suka przez proso" - zawiesił głos (powietrza zabrakło, lata jarania szlugów znacznie zmniejszyły pojemność płuc), ale pogłos jeszcze odbijał się od ścian, czyniąc niepokój w duszach. Zrobił dwa kroki w stronę widowni, delikatnie pochylił się i prawie szeptem, powoli, zapytał: "Powiedz mi dziewczyno, czemu chodzisz bosoooo?", przeciągając końcówkę prawie na granicy fal UKF. Panie opadły z duszą przepełnioną błogością - przeznaczenie spełniło się, słowa Artysty wlały się do serc i zmiękczyły padołki. Panowie odetchnęli, bo dość mieli już tego czekania - mecz jest o 20-ej, więc może się uda wyciągnąć małżonki pod pretekstem konieczności przeżycia aktu w domowych pieleszach. Nikt nie zauważył kilku trupów, ale i jak mieli, skoro na bezdechu odchodzi się cichutko? Paru obudzonych nerwowo kikało na boki, nie wiedząc, jak zareagować. Sytuację uratowała kierowniczka teatru i kilku klakierów, którzy z zaciętością hunwejbinów zaczęli klaskać. "Uff - pomyślał aktor - warto było ją kiedyś zwyobyrtać w kanciapie". Ukłonił się szarmancko, raz jeszcze odrzucił włos do tyłu. Chciał raz jeszcze, ale bąk złośliwie powrócił. Chwilę trwała walka z nieuniknionym. Odwiódł rękę do szerokiego ukłonu (jak to kiedyś w pałacach robiono) i stało się, nie dał rady … I w tej chwili obudził się. Starość jest straszna, a opiekunka przyjdzie dopiero o 12-ej. Psia mać, zachciało się snów o wielkości i nieprzemijającej sławie ...

I to już koniec :)

Pzdr, Wojtek

Ostatnio edytowany 2018-09-11 09:17:15 przez użytkownika ronja - w całości zmieniany 1 raz.