Wpisy do logu Snuffer- "Strzelcy Kaniowscy" 73x 6x 1x 6x Galeria
2018-08-13 18:30 Dombie (1928) - Znaleziona
Na ten wyjazd służbowy czekałem z przyjemnością, bo wiedziałem, że mogę wplątać w niego moich Hobbitów i połączyć przyjemne z pożytecznym. Plan był bardziej ambitny - mieliśmy wyjechać znacznie wcześniej, ale - jak mówił von Moltke - żaden plan nie przeżyje pierwszego kontaktu z nieprzyjacielem. W rezultacie okazało się, że z tego dzisiejszego dnia zostało nam już bardzo niewiele. A ponieważ mieliśmy jeszcze pewne zamierzenia związane z naszą lokalizacją docelową, to postanowiliśmy wybrać sobie losowo jakieś dwa kesze, które będą całkiem po drodze i które dałoby się podjąć względnie szybko.
Ten był pierwszym z nich. Trochę się obawialiśmy, że przez prawie dwa lata od ostatniego podjęcia kesz mógł dość poważnie zmienić swój stan skupienia, a i jego otoczenie również mogło ulec istotnym przekształceniom utrudniającym zlokalizowanie delikwenta. Z drugiej strony właśnie to, że dość dawno nikt go nie podejmował zwiększało jego atrakcyjność. Osobiście bardzo lubię taką geoarcheologię :) Poza tym kesz jest "kordowy" co na ogół ułatwia znalezienie i choć w lasach kordomierze zaczynają żyć swoim życiem to zawsze jeszcze można liczyć na keszerski "nos" i odrobinę szczęścia.
Na miejscu od razu okazało się, że niektóre rzeczy się nie zmieniły przez te niemal dwa lata, które minęły od poprzedniego znalezienia. Nadal nie ma tutaj zasięguTo bardzo ważna informacja i za nią dziękuję poprzednim znalazcom, bo dzięki niej przygotowaliśmy sobie wszystkie potrzebne fotki i opisy, kiedy jeszcze znajdowaliśmy się w obszarach objętych zasięgiem. Zadowoleni, że uniknęliśmy pułapki ruszyliśmy "w teren". A ponieważ zazwyczaj dajemy sobie najpierw trochę czasu na oględziny obiektu upamiętnionego keszem i inne takie "nie-do-końca-keszownicze" elementy keszowania, to dopiero kiedy po zakończeniu tych aktywności wkroczyliśmy "w knieje" zacząłem uruchamianie kordo-namierzacza. A ponieważ nie zabrałem z samochodu garmina, to sądziłem w swej naiwności, że uda mi się go zastąpić namierzaczem w telefonie. Ten oczywiście zastrajkował ze względu na brak zasięgu :D Pomyślałem sobie jednak, że do kesza jest już bliżej niż do samochodu i... lenistwo wygrało. Oczywiście tylko na chwilę, bo szukanie właściwego spojlerowego drzewka, keszowego dołka i skryjówkowego pieńka bez kordomierza jest w tym miejscu trochę podobne do prób wygrania szóstki w pewnej znanej grze liczbowej. W końcu nie pozostało nam nic innego, jak wrócić do samochodu po garmina i podjąć kesza po bożemu. No i tym razem poszło jak z płatka. Co prawda kordy trochę tańczyły i ciągle nie mieliśmy pewności, czy jesteśmy we właściwym dołku, ale Mi-Mi zaprezentował swój keszerski siódmy zmysł i kujnął swoim patykiem w miejsce skryjówkowe za pierwszym kujnięciem.
Sam kesz trzyma się nadspodziewanie dobrze. Wprawdzie przenika go już trochę charakterystyczna leśna tkanka, ale w środku jest w miarę, a i logbook, mimo lekkiej wilgotności nadaje się jeszcze do pisania. Trzeba jedynie zachować elementarną ostrożność przy przewracaniu stron i nie naciskać za mocno długopisem :)
Postanowiliśmy nie ingerować zanadto w życie kesza, bo skoro przetrwał te prawie dwa lata, to jeszcze pożyje. Ale zapakowaliśmy go bardzo starannie w chroniący go przez całe życie czarny worek i przymaskowaliśmy najstaranniej jak mogliśmy.
Dzięki za tę przygodę i pokazanie ciekawej miejscówki!