Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy

 Wpisy do logu Tajemniczy Wehikuł Pana Samochodzika    {{found}} 58x {{not_found}} 0x {{log_note}} 12x Photo 1x Galeria  

2716917 2018-03-17 23:55 rekomendacja Aki. (user activity13888) - Znaleziona

Dziennik pokładowy nr 223. Już nawet nie wiemy gdzie jesteśmy. Tak wzburzone morze o tej porze roku to naprawdę coś nieprawdopobnego nawet biorąc pod uwagę panujący w tych rejonach klimat. Od 3 dni płyniemy na ślepo, modląc się, abyśmy nie wpadli na skały. Wszystkie systemy szlag trafił, poza smart watchem Gackka, bezużyteczną zabawka z dalekiego wschodu. Nagle, kiedy już powoli zaczęliśmy tracić nadzieję na wyjście z tej sytuacji w jednym kawałku, gdzieś na północy zaczęło się jakby rozpogadzać. Dostrzegliśmy ląd. Była to co prawda niewielka wysepka, ale nie miało to znaczenia, gdyż po tylu dniach możliwość stanięcia na twardym lądzie przywracała poczucie bezpieczeństwa. Kiedy podpłynęliśmy do brzegu dostrzegliśmy tabliczkę - Tschevskye Meadows - jesteśmy uratowani, wyspa jest zamieszkała! Nie minęło więcej jak 5 uderzeń młota w kowadło, a zza skały wyłonił się mężczyzna. Jakby na nas czekał. Podeszliśmy się przywitać i dopytać gdzieśmy w ogóle dopłynęli (informacja na tabliczce niwiele nam mówiła). Mężczyzna, o przyjaznym spojrzeniu odezwał się, ale nic nie zrozumieliśmy. Jak się okzało Gacekka zabaweczka - smartwatch Pip Boy miał funkcję live translatora. Serio, nigdy bym się nie spodziewał, że coś takiego jak tani gadżet z Orient Express (12 dukatów z kosztami transportu wielbładem) nam się przyda.
- Witam was podróżnicy - wydobyło się z Pip Boya - co was spraowdza w nasze skromne progi?
- Tak jakby zgubiliśmy się... - odparliśmy zmęczeni - Podróżowaliśmy po archipelagu lubelskim, kiedy dopadł nas sztorm i od 3 dni płynimy przed siebie, próbując znaleźć wyjście z tej anomalii, nasze urządzenia namierzające lokalizację siadły, zresztą, na nic by się nie zdały ponieważ chwilę później przemokły. Szlag by trafił te IP67.
- IP67 to chwyt marketingowy - odparł nieznajomy - ale lepiej to mieć niż nie mieć. A jak żyć bez Delmy to lepiej... Ekh, o czym to ja? Ach tak. Jestem Kittenknows, dla przyjaciół Mr Car. Gdzież moję maniery, zapraszam Was kochani na poczęstunek i ciepłą herbatę. Musicie być bardzo zmęczeni i przemarznięci. Resztę opowiecie na miejscu.

Nie prostestowaliśmy. Nie mieliśmy sił i... nie mieliśmy takiej możliwości, gdyż Mr. Car nawet nie czekał na naszą odpowiedź. Odwrócił się na pięcie i ruszył w głąb lądu. Żeby nie wchodzić w szczegóły (na to będzie czas w innym wpisie) - zostaliśmy ugoszczeni iście po królewsku. Kiedy się ogrzaliśmy i posililiśmy, Mr. Car powiedział, że chce nam pokazać coś wyjątkowego, dzieło jego życia. Wynalazek, z którego jest bardzo dumny. Po nietrwającym długo spacerze (pół długości Viceroya) dotarliśmy do niewielkiej jaskini, w której znajdowało się coś... coś naprawdę specyficznego. Wyglądało jak automobil, miało koła, miało okna ale... wyglądało jak z innego świata, jak zbudowane przez obcą cywilizację.
- Co to kurw... - wyrwało się Gacekkowi, jednak w porę został ostrzegawczo przeze mnie kopnięty - Ekh, Ekh...
- Czy coś się stało? - spytał Mr. Car
- W żadnym wypadku, jesteśmy po prostu ciekawi, cóż to za wspaniały wynalazek - starałem się brzmieć jak najbardziej przekonująco - Przypomina automobil ze stron, z których pochodzimy, jednak różni się znacząco od tego co dotychczas widzieliśmy.
- Jest piękny, cudowny i taki... taki... brakuję mi słowa... eee... no taki fajny. A ile pali? - błyskotliwie zapytał Gacekk.
- Ile wlejesz tyle spali. Pojemność prawię 3 butelek rumu. Bezpośredni wtrysk ropy nazwany przeze mnie C'mon Rail. Moc 110 wilków morskich, ale już szykuję mu wirusa i będzie 130. Ha! A chcecie zobaczyć jak jest w środku?
Ten błysk w oku Mr. Cara trochę mnei zaniepokoił. Nie chciałem tam zaglądać. Znaczy dobra, chciałem, ale po tym jak zobaczyłem ten ogień w jego oczach, przeraziłem się. Drzwi amfibii otworzyły się. Same. W chwili gdy zapuściliśmy przysłowiowego żurawia, jakaś nieznana nam siła wciągnęła nas do środka. Nie mieliśmy szans, aby wyrwać się z jej macek. To była magia. Czarna magia. Potężne, aluminiowe, wykończone od wewnątrz tworzywem drzwi zamknęły się po czym charakterystyczny klik zasugerował, że łatwo stąd nie wyjdziemy.
- HAHAHA Głupcy! Czekałem na was od dawna! To ja was tutaj sprowadziłem! Pogoda i zalanie waszych urządzeń z certyfikatem IP67 to moja sprawka! Ale do rzeczy. Parafrazując klasyka, mojego idola, pana Brzeszczota: Zagrajmy w grę! HAHAHAHAHA!!!

I... I muszę przyznać, że była to ostatnia rzecz jaką pamiętam. Obudziły mnie przyjemne promienie słońca przedostające się przez okno. Leżeliśmy z Gackkiem w kajucie naszej łodzi. Na zewnątrz była ciepła i słoneczna pogoda. Woda po horyzont. Ani śladu wyspy. Gdzieś w oddali ciemne chmury. Urządzenia działały jak gdyby nigdy nic. Poziom naładowania baterii 84%. Kierunek dom. Ale kiedy? Jak? Co się właśnie odje... Czy to był sen?